„Jest ktoś u pana?” – pyta nerwowo. „Tak, ale śpi” – odpowiadam. „Już wyłuszczam, pan się nie denerwuje, ale to jest dla mnie być albo nie być. Jak w »Makbecie«. Patrz pan, co znalazłem przy windzie!” – wyciąga z kieszeni wymiętolony wydruk z komputera, i podsuwa mi pod nos. Notka z Press.pl. „Telewizja Polska szuka firmy, która przez rok będzie badać programy telewizyjne”.
Patrzę na gościa, może kartki pomylił, ale chyba nie, bo gębę rozdziawia triumfalnie. „Badania mają ustalić stopień identyfikacji widzów z programem oraz możliwy zakres zmian, a także ocenić sposoby promocji audycji. Badania nowych programów powinny określić poziom ich zrozumienia, unikalności, dopasowania do TVP i wpływu na wizerunek marki, wskazać potencjalną grupę docelową...” i tak dalej.
„Badane będą osoby oglądające telewizję co najmniej dwie godziny dziennie, z Warszawy lub miast średniej wielkości, mające wykształcenie przynajmniej średnie”. Koniec. „No i co?” – pytam. „Sąsiedzie, ja do pana jak do księdza, a pan się pyta: i co? Przecież pan pracuje w »TV Magazynie«, jedno słówko i dostanę tę robotę.
Ja telewizji oglądam tyle, że nikt w bloku tyle nie ogląda, a identyfikuję to się czasem i dwa razy dziennie! Niech mnie przebadają!”. „Ale oni chcą badać programy, pan źle zrozumiał...”. „Jak źle – jak byk napisane na końcu, że badane będą osoby, co pan czytać nie umiesz?! Osoby oglądające telewizję. Czy unikalne coś jest, czy atrakcyjne, czy nieatrakcyjne – ja całe życie czekałem na taką fuchę.
Atrakcyjna jest Doda na przykład, unikalny to będzie ten irlandzki... no... Obertas, a nieatrakcyjne – jak jest na przykład teatr. Panie, ja mam światopogląd ustawiony lepiej niż dekoder, ja wiem, czego oni oczekują, i ja im to dam. Za drobną opłatą oczywiście”.