Bogus – mój przyjaciel na niby” to nie jest kino dla ludzi twardo stąpających po ziemi. Frajdę z jego oglądania będą mieli jedynie ci, którym nie przeszkadza swobodne mieszanie rzeczywistości z fantazją.
Zaczyna się od tragedii. Lorraine (Nancy Travis) podróżuje z trupą cyrkową po Stanach, występując na scenie jako asystentka iluzjonisty. Pewnego dnia ginie w wypadku samochodowym. Osieroca siedmioletniego synka Alberta (Haley Joel Osment). Podczas gdy cyrkowcy zastanawiają się, co zrobić z chłopcem, okazuje się, że zgodnie z wolą matki powinien on trafić pod opiekę jej przyrodniej siostry Harriet (Whoopi Goldberg), o której istnieniu nikt dotychczas nie miał pojęcia.
Trudno o bardziej niedobraną parę. Albert – od małego wychowywany wśród cyrkowców – uwielbia iluzjonistyczne sztuczki i często zamyka się w świecie własnej wyobraźni. Harriet, choć bierze na siebie obowiązek wychowania chłopca, odcięła się od wspomnień z dzieciństwa. Całą energię poświęca pracy. Nie wie, jak postępować z siedmiolatkiem. Nie rozumie jego lęków i pragnień.
I wtedy z pomocą Albertowi przychodzi pan Bogus (Gerard Depardieu). Jowialny Francuz dosłownie wyskakuje z kart kolorowej czytanki. Wymyślony przyjaciel roztacza nad sierotą opiekę, pociesza go w trudnych chwilach, doradza. Wiara Alberta w pana Bogusa jest tak silna, że w końcu zaraża nią nawet sceptyczną Harriet. Dzięki temu życie kobiety zmieni się na lepsze...
Wyobraźnia Alberta może zdumiewać, ale jeszcze bardziej zaskakujący wydaje się pomysł obsadowy reżysera, który zaangażował do filmu krzykliwą Goldberg i zwalistego Depardieu. A potem kazał im razem... tańczyć. To trzeba zobaczyć.