W jego ujęciu niewielka firma informatyczna staje się sceną teatru absurdu. Jej właściciel Ravn, człowiek nieśmiały i pozbawiony charyzmy, wymyślił przed laty postać Svena, przebywającego w Ameryce naczelnego szefa, by na niego zrzucać wszelkie niepopularne decyzje, jakie sam podejmował, manipulując przy okazji pracownikami.
Mistyfikacja udaje się, ale do czasu. Gdy pewnego dnia podjął decyzję o sprzedaży firmy, kontrahent z Islandii zażądał spotkania ze Svendem. Spanikowany Ravn wynajmuje do odegrania go aktora kabotyna, którego szczytowym osiągnięciem było zagranie kominiarza w sztuce „Miasto bez kominów”.
I wtedy robi się nieodparcie śmiesznie. Do tego sam Lars von Trier raz po raz wtrąca się – jako narrator – do akcji, komentując bądź zapowiadając kolejne zdarzenia. Od czasu do czasu wygłasza autoironiczne sentencje typu: „Życie jest jak film Dogmy. Dźwięk słaby, ale słowa ważne”.
By mimo wszystko pozostać oryginalnym zrezygnował z operatorów. Zastąpił ich system Automavision®. Aktorów filmowały sterowane komputerowo kamery, a obraz zmontowano z losowo wybranych ujęć. W efekcie nie zawsze postacie mieszczą się w kadrze, a niczym fabularnie nieusprawiedliwione gwałtowne przeskoki montażowe drażnią.
[i]piątek | Szef wszystkich szefów