Zamiast ustrzelić Wilka i tradycyjnie uwolnić z jego brzucha biednych bohaterów, zrobił zdjęcie, oprawił je w skórę ekologiczną i powiesił nad łóżkiem. Kiedy nie może zasnąć, wspomina ten piękny strzał albo liczy swoje gafy w kampanii prezydenckiej.
Gdy jeszcze w czasie prawyborów przyszły do niego koleżanki posłanki, wspominał: „Kiedy tyle kobiet dookoła, o czym innym myślę zgoła”. O czym myśli – precyzował podczas spotkania ze studentami, gdy opowiadał, że pytają go cudzoziemcy, dlaczego Polacy całują kobiety w rękę, a on im wtedy mówi: „Bo od czegoś trzeba zacząć!”.
Koleżanki z Danii nazywał kaszalotami. Gdy skończyła się żałoba, ale teren katastrofy wciąż pozostawał niezabezpieczony i ludzie znajdowali nie tylko paszporty ofiar, ale i części samolotu, twierdził, że to nie problem. Potem zdefiniował wodę niczym przed laty Archimedes prawo ciążenia. Eureka! Woda ma to do siebie, że spływa – mówił, a w tym czasie rodacy z południa tracili cały dobytek. Rosjanom przypomniał, że cztery wieki temu pobiliśmy ich na całego, a Poznaniakom i Krakowiakom wmówił, że nie lubią dawać prezentów.
Gafa za gafą. Czy to nie wspaniale, że odnalazło się w Polsce piękne słowo „gafa”, które kilka lat temu zaginęło gdzieś między politycznym piarem i mediami? Z głębokiego niebytu i mroków językowej niepamięci wydobył je faworyt wyborów. Jego poprzednik pod prezydenckim żyrandolem zaliczał wyłącznie „wpadki”, „obciachy” i „skandale”, jego panowanie zaś to był wieczny wstyd, żenada, pośmiewisko świata i nieodkrytych jeszcze galaktyk. Ale już po wszystkim.
Dość odwracania wzroku od tronu, teraz będzie można kąpać się w blasku światłości Jego Wysokości i każde słowo, które spłynie spod arystokratycznego wąsa, będzie słowem mądrym. A gdyby nawet zdarzyło się pełniącemu obowiązki prezydenta powiedzieć o kilka zdań za dużo, zamknie się je w szafie z gafami, tak by nieodpowiedzialni ludzie nie zrobili z nich „wpadek”, „skandali” i „obciachów”.