Był synem legendarnego prezydenta, idolem Amerykanów, przed którym rysowała się obiecująca kariera polityczna. Zginął tragicznie w 1999 roku. Miał zaledwie 38 lat.

Gdyby 16 lipca nie podjął ryzyka, by – mimo złej pogody – polecieć wraz z żoną i jej siostrą na ślub kuzynki, pewnie wystartowałby rok później w wyborach do Senatu. Fotel kongresmana miał niemal w kieszeni. Widziano w nim potomka ukochanego prezydenta, dziedzica znakomitego rodu. Dla takich drzwi Białego Domu stoją otworem.

Jednak lecąc nad Atlantykiem w coraz gęstszym mroku i mgle, kompletnie stracił orientację. Dopiero od niedawna miał licencję pilota. Zabrakło mu doświadczenia i szczęścia. Wpadł w mgłę akurat w momencie podchodzenia do lądowania. Samolot runął do oceanu. Kennedy, żona i siostra zginęli od razu. Tak silne było zderzenie z wodą.

Ameryka przeżyła szok. Trudno było uwierzyć w tragiczną śmierć kolejnego członka klanu Kennedych. W 1963 roku w zamachu zginął John F. Kennedy senior. Pięć lat później zastrzelono jego brata Roberta. W 1984 roku, kuzyn Johna juniora, David zmarł z przedawkowania narkotyków. Matka, słynna Jackie, umarła na raka w 1994. Trzy lata później kolejny kuzyn – Michael – zginął w wypadku na nartach.

[i]16.25 | TVP 2 | SOBOTA[/i]