Żartowałem. Mówi inaczej: „Jeszcze raz przestrzegam i proszę, żeby kolega Palikot tej inicjatywy nie rozwijał. Ona nam zaszkodzi, a jego zniszczy”. Aż się wierzyć nie chce, że Niesiołowski ma tak dobrą pamięć.
Od dobrych kilku lat nie używa w dyskusji politycznej takich słów, jak „przestrzegam” czy „proszę”, a jednak zdołał nie wyprzeć ich całkowicie! Cóż ma teraz zrobić Palikot? Z Niesiołowskim ramię w ramię w pierwszym szeregu się szło, jak trzeba komuś przypiec czy dopiec. A potem się dostawało pogróżki, obelgi i wyzwiska w rodzaju „kanalia, kreatura, zbieracz robaków” – jak opisuje własną popularność Niesiołowski.
Cóż, kiedy Palikot i w tej konkurencji jest lepszy. Jego obecność – jak poinformował dziennikarzy – wśród tzw. zwykłych ludzi nigdy nie pozostaje bez reakcji. Poseł widzi, że „nie ma osoby, która by go nie rozpoznała i jakoś nie zareagowała”. Czasem, mówi, jest to uśmiech, komentarz, mina, czasem „odwrócenie wzroku na znak protestu”.
Protestuję – odwrócenie wzroku nie musi być znakiem protestu! Może wynikać z nieśmiałości wobec rekina młota krajowej polityki, który kolejne płotki łyka bez zmrużenia oka. I nigdy nie jest sam. „Zawsze staram się być na ulicy w towarzystwie jakichś osób. To mnie chroni przed ludźmi, którzy nieustannie chcą robić sobie ze mną zdjęcia lub proszą o autograf”. Żyć, nie umierać. Tylko, co potem? A choćby i własna partia.
Czy wobec takiej potęgi Niesiołowski, entomolog z pustą siatką na motyle, ma cień szansy na zwycięstwo? Czy pokona armię doradców biłgorajczyka uzbrojonych w dziki szmal, zwłaszcza teraz, gdy za ich plecami są tysiące ludzi gotowych ruszyć na Wawel? Na barykady wiedzie ich wszak sama Wisława Szymborska, która – według słów Palikota – miała powiedzieć Katarzynie Kolendzie-Zaleskiej, żeby ta wysłała do niego esemes o treści: „Uwielbiam pana”.