Podobno koty lubią chodzić własnymi drogami. Garfield woli leżeć. Najchętniej na kanapie przed włączonym telewizorem. Zajada się lasagne i bezlitośnie kpi z poczynań swojego niezbyt rozgarniętego właściciela Jona.
Rudy obżartuch wymyślony w latach 70. przez rysownika komiksów Jima Daviesa to najbardziej cyniczny i leniwy kot na świecie, którego perypetie pełne są absurdalnego poczucia humoru. Przez lata był bohaterem komiksowych pasków ukazujących się w gazetach. Później powstał o nim animowany serial, który bił rekordy oglądalności w 43 krajach. A ostatnio o Garfielda upomniało się kino.
Komputerowo animowany kot zadebiutował na dużym ekranie w aktorskiej fabule Petera Hewitta z 2004 roku. – Garfield to klasyczny bohater komediowy – mówił Alec Sokołow, który wraz z Joelem Cohenem napisał scenariusz. Szukając inspiracji, odwiedzili twórcę Garfielda w jego domu w Indianie. – Przyznam, że sam jestem w 30 procentach Garfieldem – nie biegam, kocham lasagne i uwielbiam nic nie robić – mówił Jim Davies. – W pozostałych 70 jestem właścicielem Garfielda, Jonem. Śnię na jawie, a opisując miłosne zawody Jona czerpię z doświadczeń w college'u.
W filmie Hewitta – tak jak w komiksie Davisa – Garfield (w polskiej wersji językowej głosu użyczył słynnemu kocurowi Marek Kondrat) wiedzie beztroskie życie. Jon (Breckin Meyer) pozwala mu na wszystko. Do czasu.
Pewnego dnia właściciel Garfielda otrzymuje od uroczej pani weterynarz (Jennifer Love Hewitt) małego pieska o imieniu Odie. Dla kocura to sygnał, że jego pozycja w domu jest zagrożona. Dlatego opracowuje plan pozbycia się Odiego, co jest o tyle łatwe, że psiak nie błyszczy inteligencją. Na skutek intryg Garfielda Odie ucieka z domu i trafia w ręce cynicznego prezentera telewizyjnego, który chce wykorzystać czworonoga do zrobienia kariery w Nowym Jorku. Tymczasem Garfielda zaczynają dręczyć wyrzuty sumienia. Rusza więc Odiemu na ratunek.