Ciekawe, ilu widzów dało się wpuścić w kanał TVN 24. Było tak. Zima, jak okiem kamery sięgnąć, a coś trzeba robić. Łączymy się z zasypanym Zakopanem, zakopanym starszym panem, naszą reporterką, której, o ile czas antenowy pozwoli, za chwilę na naszych oczach spadnie sopel na potylicę. W polityce też nudnawo, kiełbas wyborczych jeszcze nie dowieźli... I nagle cud! W Warszawie wysiada prąd. Nie ma światła w centrum, łatwo się domyślić, jak to wygląda. Wcale nie wygląda, ciemność widzę, proszę państwa. W innych redakcjach na baczność staje kilka tysięcy ludzi, producenci latarek tańczą na stołach, a w supermarketach tłumy po omacku przewracają regały w poszukiwaniu świeczek. Niestety, za chwilę wszystko wraca do normy, bo, jak się okazuje, zepsuła się tylko jedna z kamer. Ktoś powie – nic takiego – wypadek przy pracy. Gdy człowiek marzy o newsie dalekiego zasięgu, mogą mu puścić nerwy na widok ciemnego ekranu. I tak dobrze, że nie zdążyli zaprosić najsłynniejszego elektryka na świecie albo ambasadora z Kairu, eksperta w dziedzinie egipskich ciemności. Zgoda, taki błąd może się zdarzyć, choć, i tu chyba też jesteśmy zgodni – nie powinien, o ile zachowa się minimum rozsądku. Tyle że skruszony kanał całodobowy nie zrezygnował z produkowania newsów wątpliwego pochodzenia. Bo jak inaczej nazwać Weekend Utyskiwania nad Celebrytyzmem Joanny Senyszyn, który oglądaliśmy w minioną sobotę i niedzielę. Najpierw TVN proponuje czarującej europosłance udział w „Tańcu z gwiazdami”, a potem łka i szlocha – dokąd to wszystko zmierza, gdzieśmy – jako naród oczywiście, nie stacja – zabrnęli. Marcin Meller wypytuje gości, co sądzą. Ci – zniesmaczeni. Aż do chwili, gdy któryś z nich odkrywa, że mają obok siebie Rafała Bryndala, który też tańczył jako gwiazda. No, ale to nie polityk, prawda? – konstatują. A potem bite dwa dni TVN 24 wałkuje „sensejszyn”: Senyszyn będzie tańczyć, bo na głowę upadła. Kochani spece od ciemności, po co ją zapraszaliście? Spokojnie. Jeśli tak bardzo się boicie, że pokona na parkiecie waszych prezenterów, kręćcie ją tą samą kamerą, którą uwieczniliście awarię prądu w stolicy.
Co się zaś tyczy samej europosłanki, to używając tanecznego języka, pozostaje ona w szpagacie. Rozważa – jak mówi – wszystkie plusy i minusy. „Nie wiem, czy mąż chciałby mnie widywać jeszcze rzadziej” – zastanawia się publicznie. Ja też nie wiem, ale pozwolę sobie nie zgodzić się z przyszłą gwiazdą TVN. Przecież, jeśli utrzyma się w programie przez kilka odcinków, szanowny małżonek będzie ją oglądać częściej, nie rzadziej. A gdyby odpadła, to też częściej – tyle że na żywo. Ba, a jeśli wygra? Wybory za pasem, przydałaby się lewicy nowa lwica. Pani Joanno, raz do koła. A TVN-em niech się pani nie przejmuje. Jeszcze będzie pani chodzić na ich pasku. W sensie pozytywnym, oczywiście.
[link=http://blog.rp.pl/Feusette]blog.rp.pl/Feusette[/link]