Prezes Urbański nie wejdzie do budynku, chyba że przez mysią dziurę — zapowiada szef Samoobrony. Dziennikarze próbowali wyciągnąć z niego cokolwiek na temat rozwiązań logistycznych, ale bezskutecznie. Nie zdradzę — powiada — planu blokady. Słusznie, jeszcze ktoś mu po drodze zablokuje blokujących i cały plan szlag trafi. Zresztą trafi i tak, bo Lepper zastawia sidła sam na siebie. Nawet dziecko wie, że blokada ma sens tylko wtedy, gdy pokażą ją w „Wiadomościach”, a przecież nikt nie pośle kamer przed budynek TVP bez konsultacji z prezesem. Zaczną się negocjacje: nadasz mnie pan, to pan wejdziesz — wejdę, to pana nadam, i tak w kółko. W ostateczności Urbański może posłużyć się fortelem i zaproponować, że TVP pokaże blokadę pod warunkiem, że wcześniej blokujący rozjadą się do domów. Niewykluczone, że Lepper na to pójdzie, skutkiem czego „Wiadomości” poinformują, że, owszem, było na Woronicza małe zbiegowisko, ale — jak widać — telewizja pracuje normalnie. Istnieje jednak i taka możliwość, że pat potrwa aż do Wigilii, gdy o blokujących upomną się żony. Wcześniej TVN 24 będzie pokazywać dzień po dniu, jak Lepper i Urbański, trzęsąc się z zimna, mierzą do siebie z pistolecików. Za plecami prezesa kilkadziesiąt wyłączonych kamer wycelowanych w ludzi Leppera, a naprzeciwko dwumetrowe chłopy uzbrojone w magnetowidły i bezprzewodowe mikrobrony. Kropla potu w zwolnionym tempie spływa z czoła prezesa i nagle Lepper się obudzi. Z ręką w... urnie.