Na początku sobotniego programu otrzymaliśmy informację, że dowiemy się, która z dziesięciu gwiazd płci żeńskiej „najgłośniej krzyczy podczas seksu i która uprawiała seks w samolocie”. Normalnie taka zapowiedź oznacza, że będzie czego posłuchać i na co popatrzeć. A tutaj nie.
Jedyne, co poznaliśmy, to wyniki ankiety przeprowadzonej wśród 100 przypadkowych samców, i to dotyczącej zaledwie całowania. Dlatego wszystkie panie, wchodząc do studia, składały pocałunek na policzku prowadzącego Borysa Szyca, a ten w odpowiedzi stękał, wył „Uuu, jak mi dobrze” albo walił prosto z mostu: „Po programie chciałbym poznać twoją technikę”.
Wydaje się jednak, że podczas naboru doszło do nieprawidłowości, bo chyba nie wszystkie z pań są gwiazdami. Kiedy każda z osobna miała ułożyć listę uczestniczek od najzdolniejszej do najmniej zdolnej, okazało się, że jedna drugiej w ogóle nie kojarzy. Ani z roli, ani z piosenki – po prostu czarna dziura.
Wolszczak za talent przyznała pierwsze miejsce Górniakowej, Górniakowa Wolszczakowej ostatnie, więc ją Wolszczakowa nazwała „zdzirą”. Książkiewicz przyznała pierwsze miejsce samej sobie, za to Rosati gasła w oczach, gdy Liszowska umieściła ją na końcu stawki, bo robi karierę „gdzieś tam”, czyli w Ameryce.
Córka eksministra dowiedziała się także, że mężczyźni uważają, iż jest zazdrosna, bo jej partnerzy „masują wszystko, co się rusza i na drzewo nie ucieka”. Straszne te chłopy.