Jako mężczyzna i osoba publiczna. A wszystko za sprawą... no, właśnie – czego? Seksu, dragów i rock and rolla? A może zwykłej sodówy? Zachrypnięty ptak polskiej piosenki, buntownik, który spalił książeczkę wojskową, a także juror telewizyjnego „Idola” przez wiele lat udawał wielkiego przyjaciela kobiet.

Organizował koncerty tylko dla nich, pisał piosenki na 8 marca, czasem nawet ubierał się tak kolorowo jak one. Wiele kobiet lubiło ten styl, lansowanie przez zblazowanie, męskość poprzez gołą klatę, diaboliczne spojrzenie spod dyskretnie podkreślonych rzęs. Aż przyszedł dzień, gdy pokazał oblicze bez retuszu.

W wywiadzie dla „Vivy!” śpiewa prozą, ale – jak mawiają chłopaki z rezerwy – kożden jego wyroz trza by wyryć w dworcowym klopie wraz z podobizną. Zastanawiałem się, czy cytować. Ale pomyślałem, że Maleńczuk się ucieszy.

Może już nie chce, żeby kobiety kupowały jego płyty? A może marzy mu się taką płytą zarobić od dowolnie wybranej pani? No, to niech mówi (uwaga – nie dla dzieci): „Mamią mężczyznę makijażem, perfumami, a wszystko po to, żeby go ogłupić, a potem przejąć jego konto, dom, dzieci, pozbawić go wszystkiego i na koniec jeszcze powiedzieć, że jest draniem i do niczego się nie nadaje. To jest prostytucja rozwinięta na szeroką skalę i najdroższa dziwka jest tańsza od kobiety, z którą mężczyzna się zwiąże na stałe (...) Każda żona to dziwka, a małżeństwo to zinstytucjonalizowana prostytucja. I koniec. I kropka”.

Skąd tyle goryczy w wiecznym chłopcu wysokim jak brzoza? Być może odpowiedź niesie inny cytat z tej porywającej rozmowy: „Po pijaku zaliczyłem kilka libidalnych akcji, kompletnie niepotrzebnych. Parę zdzir powinienem sobie darować”. Po zapoznaniu się z filozofią życiową Maleńczuka zaryzykuję stwierdzenie, że sformułowanie „po pijaku” w tym konkretnym przypadku nie komponuje się z czasem przeszłym. I tu jest pies pogrzebany. Pies, oczywiście, na baby.