„Panie redaktorze, może pan coś z tego zrozumie. Mieliśmy w zeszłym tygodniu wybory na sołtysa. Zgłosiło się dziesięciu chłopów, wśród nich brat zmarłego sołtysa (Kociarz na niego mówią, bo za kota by się dał pokrajać), Gajowy, który sołtysa teraz zastępuje oraz Młody, na którego baby jak bociany lecą. Gajowy od razu powiedział, że nie będzie niczego robił, póki go ludzie nie wybiorą. Ale zaraz potem nową belkę na przystanku zamontował i telewizory kazał wyłączać po 19.30, że niby pornografia się szerzy.
Kociarz na początku w ogóle nic nie mówił, a jak już się odezwał, to stwierdził, że dość wojny wiejsko-wiejskiej i on teraz będzie ludzi godził. Młody zaczął na lewo i prawo kiełbasę wyborczą rozdawać, choć dla niepoznaki wpakował ją w kanapki. Pech chciał, że wtedy wylała nam rzeczka.
Gajowy kalosze ubrał i dawaj z właścicielem dyskoteki po wodzie chodzić, cmokać i w niebo patrzeć. Ze dwa razy mu się nawet udało deszcz przepowiedzieć, ale ludziska i tak to mieli głęboko w workach z piaskiem. Jak żeśmy wodę wypompowali, to i z Gajowego jakoś powietrze uszło. Na dodatek się okazało, że nasz rzeźnik, co się ludziom słabo kojarzy, odkąd świni łeb jedną ręką urwał, trzyma jego stronę.
Najpierw nawrzucał bratanicy Kociarza, a potem powiedział, że on też będzie ludzi do zgody namawiał i że trzeba iść pod Kociarza chałupę patrzeć, czy on się naprawdę aż tak uspokoił, jak sam mówi. Pół wioski na drzewach się rozsiadło, ale firany były zasłonięte, a tu muszę nadmienić, że Kociarz żony nie posiadł, w sensie, że jej nie ma.
Następnego dnia się okazało, że jak żeśmy podglądali, to i tak go w domu nie było, bo po wsi chodził i ludzi przekonywał, że Gajowy chce lekarza zastrzelić. Jatka by się zaczęła, ale następnego dnia już były wybory. Wcześniej żeśmy ściepę zrobili, coby jako dojrzała demokracja sondaż sobie zamówić u miastowego po kursach.