Wyzwolenie wraca na afisz

Spór o Polskę zdominowała klasyka. W piątek premiera "Wyzwolenia" - pisze Jacek Cieślak

Publikacja: 05.10.2011 19:15

Jerzy Trela (w środku) zagra Starego Aktora w "Wyzwoleniu" Piotra Jędrzejasa w stołecznym Teatrze Na

Jerzy Trela (w środku) zagra Starego Aktora w "Wyzwoleniu" Piotra Jędrzejasa w stołecznym Teatrze Na Woli. Stworzył kreację Konrada w słynnym "Wyzwoleniu" Konrada Swinarskiego z 1974 r. w Starym Teatrze w Krakowie

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Romantycy wyrzuceni po 1989 r. przez młode pokolenie na śmietnik wracają oknem... sceny.

Dla jednych jest to pochód upiorów i wampirów, a nawet chocholi taniec, dla innych – rehabilitacja polskich proroków. Nie podlega dyskusji, że diagnoza profesor Marii Janion, która zadekretowała "koniec paradygmatu romantycznego", była tak prawdziwa jak proroctwo Fukuyamy o końcu historii.

Potwierdziła to Dorota Sajewska, wpływowa postać nowego teatru, wicedyrektor Dramatycznego w Warszawie. Na łamach "Didaskaliów" zauważyła, że Polska znalazła się ponownie pod presją romantyzmu – w wydaniu "polsko-katolickim". Rozpoczęła to śmierć Jana Pawła II, a punktem zwrotnym była katastrofa smoleńska. Obserwacja stała się impulsem do premiery "Klubu Polskiego" Pawła Miśkiewicza (październik 2010). Pokazał Polskę rządzoną już nie przez trumny Piłsudskiego i Dmowskiego, jak mówił Jerzy Giedroyc, lecz duchy Mickiewicza, Słowackiego i Chopina. Dominuje model patriotyzmu stworzony przez Wielką Emigrację. Spektakl przedstawia go jako chorobę, zbiór obsesji narodowych uniemożliwiających racjonalne myślenie o świecie.

Można się spierać. Nikt nie zaprzeczy, że romantycy nie mają konkurencji, gdy dochodzi do rozmowy o najważniejszych polskich sprawach. Ich dzieła mogą być poddawane zabiegom uwspółcześniającym, demitologizacyjnym czy wprost ośmieszającym. Nie doczekaliśmy się ani tekstów, ani autorów, którzy w samodzielny i nowatorski sposób mówiliby lepiej o duchowości Polaków. Jeśli nadzieją liberałów był Witold Gombrowicz, to "Dzienniki" przypomniane ostatnio przez Mikołaja Grabowskiego w Teatrze IMKA pokazały, że kołek osinowy mający ostatecznie dobić wampira polskiego romantyzmu omsknął się po zbroi. Pewnie dlatego za "Dziady" zabrała się tydzień temu w Opolu Maja Kleczewska, robiąc spektakl o polskich demonach.

O tym, że romantyzm w Polsce żyje, przekonali się aktorzy i widzowie "Trylogii" Jana Klaty ze Starego Teatru. Zarówno reżyser, jak i część zespołu chcieli obnażyć fałsz polskiego mitu patriotycznego w wydaniu sienkiewiczowskim. Jednak spektakl zaczął żyć własnym życiem, a publiczność odbierała go wbrew intencjom autorów. Dało się to odczuć zwłaszcza na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych 10 kwietnia 2011 r. – w pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Nie wiadomo, jakim sposobem, ale w finale zamiast pana Wołodyjowskiego objawił się duch Lecha Kaczyńskiego. Małego rycerza. Chwilami śmiesznego, nieporadnego, niewolnego od wad, niedającego rady wyzwaniom, jakie postawił przed sobą, ale wyróżniającego się na tle plastikowej postpolityki i piaru.

Również Jerzy Jarocki, aby mówić o konflikcie dwóch modeli polskiego patriotyzmu, sięgnął po dramat romantyczny – "Samuela Zborowskiego" Słowackiego, na podstawie którego wyreżyserował we wrześniu "Sprawę" w Narodowym.

W oryginale ma miejsce spór między Kanclerzem Zamoyskim i Samuelem Zborowskim, zakończony śmiercią drugiego. W inscenizacji Jarockiego zderzają się racje nowoczesnego obrońcy państwa i anachronicznego szlachcica. W tle jest katastrofa smoleńska, konflikt o pochówek na Wawelu i sprawa krzyża, za którą stoi... diabeł.

Jarocki zamierzał pewnie wypowiedzieć się przeciwko antagonistom dzisiejszego kanclerza. Jednak posługując się tekstem Słowackiego, chcąc nie chcąc, wydobył również motyw nonszalancji obecnej władzy i pogardy wobec oponentów. Polska tragedia polega bowiem na tym, że są w Polsce dwie racje. Co najmniej! Nie da się żadnej z nich pominąć.

Z tej perspektywy godny uwagi jest spektakl Pawła Wodzińskiego "Mickiewicz. Dziady. Performance" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pokazuje Polaków podzielonych na dwie – już nawet nieskłócone, tylko niemające ze sobą kontaktu – grupy: frustratów zapatrzonych w przeszłość i nuworyszy z kompleksami europejskich prowincjuszy.

Ostro? Może. Ale dzięki temu widać, że brakuje środka

KONKURS:

Dla naszych czytelników mamy zaproszenia na spektakl "Wyzwolenie".

8 października, godz. 19:00 - 4 podwójne zaproszenia

9 października, godz. 19:00 - 4 podwójne zaproszenia

Wygra 8 pierwszych zgłoszeń na adres kultura@rp.pl z linkiem do wybranej recenzji teatralnej opublikowanej w Serwisie Kulturalnym rp.pl. W tytule mejla proszę wpisać "Wyzwolenie".

Start konkursu: czwartek, 6 października, godz. 12.00.

Znamy już zwycięzców,  poinformujemy ich drogą elektroniczną.  Dziękujemy za udział w konkursie :)

Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły