Dancing to the End of Life

Mikołaj Mikołajczyk niczym demiurg wydobywa z seniorów to, co najpiękniejsze.

Publikacja: 28.10.2012 18:00

Dancing to the End of Life

Foto: Przekrój, Artur Kot Artur Kot

Jeżeli uważacie, że taniec sceniczny to domena młodych i zgrabnych kotków, proponuję, byście pominęli ten felieton. Nie ma bowiem wątpliwości, że pozostajecie na poziomie programu „You Can Dance" i jego jurorów. Skądinąd, cóż to za hipokryzja przekonywać, że każdy może tańczyć, skoro eliminuje się wszystkich, którzy nie spełniają wymyślonych z dupy standardów? Tańcz, ale pod warunkiem, że reprezentujesz giętkość akrobaty z mongolskiego cyrku, masz wyfotoszopowaną buzię z plastiku i przede wszystkim urodziłeś się na przełomie lat 80. i 90. Wszyscy inni – spadajcie!

Tymczasem przynajmniej od czasu Isadory Duncan wiemy, że każda sekwencja ludzkiego ruchu ma swój walor estetyczny. Ta myśl przyświecała również twórczości genialnej Piny Bausch, nieustannie wciela ją w życie amerykańska choreografka Liz Lerman, kierująca zespołem Dancers of the Third Age. Jeśli chcecie się o tym przekonać w Polsce, jedźcie do Zakrzewa, wielkopolskiego miasteczka, które uczestniczy w projekcie „Wielkopolska: Rewolucje". To inicjatywa kuratorki sztuki Agaty Siwiak, która po serii nieprzyjemnych zderzeń z wielkomiejskimi samorządami postanowiła swoje pomysły artystyczne zaszczepić w mniejszych środowiskach: w Koninie, Krzyżu, Biskupinie, Swarzędzu, Kołacie. I bingo! Udało się! Teatr Polski w Poznaniu czy Na Woli w Warszawie niech gniją, skoro Siwiak udało się znaleźć dla awangardowych artystów zupełnie nowy i ożywczy kontekst!

Zakrzewo przed wojną leżało na niemieckich kresach, tuż nad granicą z II RP. Mieszkała tu duża społeczność polonijna, aktywnie działał Dom Polski. Przetrwał do dzisiaj, ale tak jak całe miasteczko nabrał ostatnio wdzięku i urody unijnej dyrektywy. Rządzą tu pastelowe domki z klocków Lego, kostka Bauma, restauracja Pod Sosną z kotletem mielonym za 4,32 zł. Oraz Wielka Nuda. Przerwał ją, przywieziony do Zakrzewa przez Agatę Siwiak, tancerz i choreograf Mikołaj Mikołajczyk.

Wraz z chórem seniorów Wrzos przygotował spektakl tańca współczesnego pt. „Teraz jest czas".

Jest ich piętnaścioro. To ich czas: Edmund Bindek, Urszula Chałubek, Jan Cieślik, Irena Czermak, Alicja Dąbek, Bogdan Dąbrowski, Danuta Okońska, Janusz Okoński, Eugenia Płaczek, Łucja Podlewska, Jerzy Podlewski, Józefa Polak, Maria Trokowska, Jan Wojciechowski, Danuta Zdrenka. Wszyscy na emeryturze, wszyscy z bagażem lat, doświadczeń zawodowych, chorób i zmarszczek. Wszyscy byli: były naczelnik poczty, była szefowa urzędu stanu cywilnego, były wójt gminy, który funkcję wypełniał nieprzerwanie przez 37 lat, były pułkownik i była księgowa. Oraz filigranowa pani, o której akurat w trakcie prób przypomniał sobie alzheimer. Na scenie staje przed nimi Mikołaj Mikołajczyk i niczym demiurg wydobywa z seniorów to, co najpiękniejsze. Opowieści o życiu długim i trudnym, chóralne pieśni oraz poruszające zmagania z własnymi ciałami, uwięzionymi w niedzielnych sukienkach i koszulach z krawatami.

Obcisły trykot eksponuje olśniewająco zbudowane ciało zawodowego tancerza. Emanują z niego energia, radość, dynamika, które udzielają się całej grupie. Ale to ciało przecież zawiodło. Ono też jest byłe. Kilka lat temu Mikołajczyk, jeden z wybitnych solistów baletu Teatru Wielkiego w Poznaniu, przeżył na scenie tragiczny wypadek, po którym u szczytu kariery musiał przejść na rentę. Czy można tańczyć po drugiej stronie horyzontu? To pytanie nie tylko do chórzystów Wrzosu, ale także do samego Mikołaja, który w jednej ze scen leży bezradnie na kolanach pań uczestniczących w projekcie. Odpowiedź brzmi krzepiąco: po tamtej stronie też jest taniec.

Autor jest teatrologiem, szefem Instytutu Teatralnego, smakoszem, autorem barwnych recenzji kulinarnych. U nas pisze o premierach teatralnych.

Rozmowa Macieja Nowaka z Mikołajem Mikołajczykiem o spektaklu w programie „Wszystko o kulturze" (TVP 2, 4 listopada, godz. 23.40)

Jeżeli uważacie, że taniec sceniczny to domena młodych i zgrabnych kotków, proponuję, byście pominęli ten felieton. Nie ma bowiem wątpliwości, że pozostajecie na poziomie programu „You Can Dance" i jego jurorów. Skądinąd, cóż to za hipokryzja przekonywać, że każdy może tańczyć, skoro eliminuje się wszystkich, którzy nie spełniają wymyślonych z dupy standardów? Tańcz, ale pod warunkiem, że reprezentujesz giętkość akrobaty z mongolskiego cyrku, masz wyfotoszopowaną buzię z plastiku i przede wszystkim urodziłeś się na przełomie lat 80. i 90. Wszyscy inni – spadajcie!

Pozostało 84% artykułu
Teatr
Polsko-amerykański musical o Irenie Sendlerowej w Berlinie
Teatr
„Zemsta”, czyli niebywały wdzięk Macieja Stuhra
Teatr
"Wypiór". Mickiewicz był hipsterem i grasuje na Zbawiksie
Teatr
Krystyna Janda na Woronicza w Teatrze TV
Teatr
Łódzki festiwal nagradza i rozpoczyna serię prestiżowych festiwali teatralnych