OBWE zastanawia się, czy w ogóle wysłać swoich obserwatorów na grudniowe wybory do rosyjskiej Dumy. Rosyjska Centralna Komisja Wyborcza zdecydowała bowiem, że wybory będzie mogło obserwować jedynie 300 – 400 przedstawicieli zagranicznych misji, w tym 70 z Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Liczba ta jest czterokrotnie mniejsza niż podczas wyborów w 2003 roku. Zdaniem OBWE przeprowadzenie monitoringu może być w tej sytuacji niemożliwe.
Członkowie CKW kwestionują uczciwość zagranicznych gości. Zarzucono im nawet próbę wpływania na wynik wyborów.
– Podczas poprzednich wyborów ci ludzie starali się za wszelką cenę znaleźć uchybienia – opowiadał dziennikarzom Igor Borisow z CKW. A rosyjski ambasador przy OBWE Aleksiej Borodawkin skarżył się, że organizacja ta „zamiast technicznych ocen przebiegu głosowania feruje polityczne wyroki, które negatywnie wpływają na stabilność wewnętrzną w monitorowanych krajach”.
Decyzja rosyjskich władz, które jeszcze niedawno krytykowały Polskę za spór wokół zaproszenia OBWE na ostatnie wybory, natychmiast wywołała falę oburzenia na Zachodzie. – Moskwa nakłada bezprecedensowe restrykcje na naszą misję – tłumaczyła PAP rzeczniczka biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR) w Warszawie Urdur Gunnarsdottir. Rzeczniczka Białego Domu Dana Perino powiedziała natomiast, że decyzja Kremla budzi zaniepokojenie i rozczarowanie.
Na reakcję Moskwy nie trzeba było długo czekać. – Żaden z krajów nie zaakceptuje zagranicznych prób wpływania na wybory. Jest to kwestia naszej suwerenności – oświadczył na konferencji prasowej zastępca rzecznika prasowego Kremla Dmitrij Pieskow.