„El Pais” obliczył, że z powodu tego niezwykłego protestu do soboty ciąży nie usunie w Hiszpanii ponad dwa tysiące kobiet. Santiago Barambio kierujący barcelońską kliniką Tutor Medica, w której dokonywano dziennie około 20 aborcji, uspokaja madrycką gazetę, że strajk nie oznacza pozbawienia ich prawa do zabiegu. Przyjdą za parę dni. Barambio podkreśla, że strajk nie jest wymierzony w kobiety: to gest solidarności z klinikami nękanymi – jak twierdzi – przez władze sanitarne ciągłymi inspekcjami.
Z powodu strajku aborcji nie podda się ponad dwa tysiące kobiet
Prywatne kliniki znalazły się na cenzurowanym, odkąd hiszpańskie media ujawniły, że w niektórych z nich dokonywano aborcji nawet w ósmym miesiącu ciąży, a ciałka dzieci wyrzucano na śmietnik lub – po zmieleniu – wpuszczano do ścieków. Nie mówiąc już o fałszowaniu wyników badań i innych dokumentów oraz zatrudnianiu cudzoziemców niemających zezwolenia na prowadzenie praktyki lekarskiej w Hiszpanii.
W hiszpańskich prywatnych klinikach dokonuje się ponad 97 proc. wszystkich zabiegów usunięcia ciąży. Zatrudnieni w nich lekarze manipulują prawem, które dopuszcza aborcję wyłącznie, gdy ciąża zagraża życiu lub zdrowiu fizycznemu i psychicznemu matki, jest efektem gwałtu albo gdy płód jest poważnie zdeformowany. Pretekstem do aborcji w prywatnych placówkach jest najczęściej rzekoma troska o zdrowie psychiczne kobiety. Szpitale państwowe, które – w przeciwieństwie do prywatnych klinik inkasujących za zabieg 3000 – 4000 euro – nie mają materialnych bodźców do łamania prawa, dokonują zaledwie 2,5 proc. aborcji.
Tych zaś jest z każdym rokiem w Hiszpanii coraz więcej. W 2006 roku padł kolejny ponury rekord: 101 592 zabiegi, o 10 proc. więcej niż rok wcześniej. W 97 proc. przypadków przyczyną dokonania zabiegu było zdrowie (głównie psychiczne) niedoszłej matki. Prawie 14 tysięcy pacjentek nie ukończyło 20. roku życia. W dodatku okazuje się, że ponad połowa nastolatek, które poddają się aborcji, robi to już drugi raz.