Z wnioskiem o delegalizację AKP wystąpił 14 marca naczelny prokurator Sądu Apelacyjnego, Abdurrahman Yalcinkaya. Oskarżył ugrupowanie premiera Recepa Tayyipa Erdogana o zamiar zerwania z zasadą świeckości państwa, zapisaną w tureckiej konstytucji. Od początku swych rządów AKP jest podejrzewana przez jej przeciwników o chęć przekształcenia kraju w państwo islamskie.

Prokurator oskarża rząd o kontakty ze skrajnymi islamistami, których partie zdelegalizowano w latach 90. Według niego przepojeni ideami islamu sympatycy Erdogana systematycznie przenikają do struktur formalnie laickiego państwa. Dlatego Yalcinkaya chce nie tylko zakazać działalności AKP, ale wnioskuje też o odsunięcie od życia politycznego na pięć lat 71 działaczy tej partii, w tym samego premiera Erdogana i prezydenta Abdullaha Güla.

AKP uznaje działania prokuratury za atak na demokrację. Krytykuje je też komisarz ds. rozszerzenia Unii Europejskiej Olli Rehn. Bruksela obawia się, że pomysł delegalizacji rządzącej partii może doprowadzić do poważnego kryzysu w kandydującej do UE Turcji. Pod względem gospodarczym Turcja coraz bardziej zbliża się do UE, ale negocjacje idą opornie ze względu na spór grecko-turecki o Cypr i zarzuty wobec Ankary o łamanie praw człowieka.

Komentatorzy są przekonani, że trwający wiele miesięcy proces doprowadzi do paraliżu życia politycznego w Turcji, wstrzymania wielu reform i – zapewne – ucieczki kapitału zagranicznego.

Sądy zakazały dotąd działalności ponad 20 ugrupowaniom. Rząd rozważa więc wprowadzenie poprawek do konstytucji, które utrudniłyby delegalizowanie partii. Poprawki musiałyby być poddane referendum. Według analityków Erdogan ma duże szanse na zwycięstwo w takim głosowaniu.