Lud pracujący miast i wsi – tak można określić część elektoratu, o który toczy się najbardziej zaciekła walka między Hillary Clinton i Barackiem Obamą. Kandydaci do nominacji prezydenckiej spędzili ostatnie chwile przed rozpoczęciem głosowania w Karolinie Północnej i Indianie, przemawiając do mieszkańców małych miasteczek.
Głosowanie trwa, a sondaże wskazują na wygraną Obamy w pierwszym stanie i zwycięstwo Clinton w drugim. „Bez względu na wynik prawyborów w obu tych stanach Clinton już osiągnęła tam coś, co wydawało się niemożliwe. W jakiś sposób kobieta, która od ponad dekady nie napełniała sama baku swojego samochodu i która wraz z mężem zarobiła w ostatnich ośmiu latach 109 milionów dolarów, przekształciła się w bohaterkę klasy pracującej” – napisał „New York Times”.
W dotychczasowych potyczkach Obama zdobywał większe poparcie wśród czarnych, lepiej wykształconych i zamożnych. Clinton wypadała lepiej wśród słabiej wykształconych pracowników fizycznych, zwłaszcza białych. Była pierwsza dama postanowiła więc w ostatnich tygodniach oprzeć się na tej grupie wyborców, przedstawiając siebie jako „jedną z nich”, a Obamę jako członka elit, nieznających trudu codziennego życia zwykłych Amerykanów.
By podkreślić ten kontrast, wykorzystała wzrost cen benzyny, która w USA stanowi istotny element budżetu każdej rodziny. Clinton zaproponowała zawieszenie na czas letnich wakacji podatku od benzyny (pięć centów za litr), by ulżyć uboższym. Z podobną propozycją wyszedł republikański kandydat John McCain, ale Obama skrytykował ten pomysł jako populistyczną sztuczkę, która nie przyniesie kierowcom znaczących oszczędności.
– On mówi, że ludzie zarobią na tym nie więcej niż 20 dolarów. Ale dla wielu ludzi 20 dolarów to coś – mówiła Hillary podczas wiecu wyborczego w remizie strażackiej w miasteczku Merrillville.Byłej pierwszej damy nie zraża to, że ponad 200 ekonomistów (w tym czterech laureatów Nagrody Nobla) opublikowało list otwarty, określając propozycję „wakacji podatkowych“ jako „zły pomysł”. Ale zdaniem Clinton ekonomiści też należą do elit, które nie mają pojęcia o życiu zwykłych obywateli i są – tak jak Obama – „oderwane od rzeczywistości”.