Miedwiediew – 42-letni prawnik, który podczas uroczystości zmiany władzy na Kremlu sprawiał wrażenie nieco zagubionego – został trzecim prezydentem w historii Rosji.
Zanim złożył przysięgę, do Wielkiego Pałacu Kremlowskiego przybył Putin. W mowie pożegnalnej dziękował obywatelom za zrozumienie i poparcie, mówił o sukcesach, jakie udało mu się osiągnąć. Przypominał, że obejmując osiem lat temu najwyższe stanowisko w państwie, obiecywał „wiernie służyć ojczyźnie i narodowi”. – Obietnicy dotrzymałem – podkreślał.
– Skromny to on nie jest – skomentowała z dobrotliwym uśmiechem te słowa Galina Wasiliewna, moskiewska emerytka, która zaprosiła mnie do wspólnego oglądania inauguracji. Ma 80 lat i uważa, że Putin był dobrym prezydentem. Gdy pytam, czy żałuje, że kończy się jego epoka, protestuje: – Ależ on nie odchodzi! Będzie przecież premierem!
Córka pani Galiny Lubow zauważa, że Ludmiła Putina wygląda na zasmuconą. Kamera pokazuje ją stojącą obok uśmiechniętej nowej pierwszej damy Rosji Swietłany Miedwiediewej. Gdy zaczyna przemawiać Dmitrij Miedwiediew, panie Galina i Lubow zamieniają się w słuch. – Bardzo dobrze, że zaczął od tego – cieszy się Lubow, gdy na wstępie prezydent podkreśla znaczenie rozwoju w Rosji swobód obywatelskich i gospodarczych. Nie uważa się co prawda za opozycjonistkę i jest raczej zadowolona z rządów Putina, ale nie podoba się jej, że władze Moskwy rozpędzają opozycyjne demonstracje.
Pani Galina wychwytuje, że Miedwiediew, dziękując Putinowi „za poparcie, które cały czas odczuwał”, wyraża przekonanie, iż „tak będzie również w przyszłości”. – Czyli jako prezydent będzie potrzebował wsparcia premiera, tak? – pyta.