Lezgińskie wsie Chrachoba i Urianoba liczą razem 230 mieszkańców. Leżą w głębi Azerbejdżanu, 50 kilometrów od granicy z Dagestanem. Za swoją stolicę wieśniacy uważają jednak nie Baku, lecz Moskwę.
Przeświadczenie, że mieszkają na skrawku rosyjskiej ziemi, żywią od 1954 roku. Właśnie wtedy przybysze z lezgińskiej części Dagestanu osiedlili się na terenie, który decyzją Rady Ministrów ZSRR tymczasowo przekazano jako pastwiska Dagestańskiej Republice Autonomicznej, wchodzącej w skład Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (RFSRR). 30 lat później władze Azerbejdżanu przedłużyły ich status o kolejne 20 lat, czyli do 2004 roku.
Przez cztery lata, jakie minęły od wygaśnięcia umowy, władze w Baku nie zwracały uwagi na nieuregulowany status enklaw. Działać zaczęły dopiero przed kilkoma dniami. Zdaniem analityków przyczyną stało się zaostrzenie konfliktu Moskwa – Tbilisi wokół separatystycznych regionów w Gruzji. MSZ Azerbejdżanu ogłosiło więc, że dotychczasowy status Chrachoby i Urianoby jest nielegalny. Mieszkańcom wsi zaproponowało wyjazd do Rosji lub przyjęcie azerbejdżańskiego obywatelstwa. Pismo odpowiedniej treści zostało skierowane także do Moskwy.
Brak reakcji wywołał w Azerbejdżanie niepokój. „Kreml odgrzewa stare konflikty?” – pytał wczoraj w tytule tygodnik „Ayna”.
– Nie wolno dopuścić, żeby w Charchobie i Urianobie Moskwa powtórzyła scenariusz abchasko-osetyjski – ostrzegł komentator azerbejdżańskiej agencji informacyjnej Day.