Nie dam się pajacom z Brukseli

– Mam nadzieję, że Irlandczycy powstrzymają ten nonsens - mówi lider przeciwników traktatu z Lizbony Declan Ganley

Aktualizacja: 10.06.2008 06:57 Publikacja: 09.06.2008 19:58

Nie dam się pajacom z Brukseli

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

39-letni zamożny biznesmen rozkręcił wielką, profesjonalną kampanię przeciwko traktatowi reformującemu Unię Europejską, ku zgrozie premiera Briana Cowena i głównych ugrupowań politycznych Irlandii. Tym większej, że Declan Ganley, lider irlandzkich przeciwników traktatu lizbońskiego, jest – o czym mówi „Rz” – członkiem rządzącej, prolizbońskiej partii Fianna Fail.Zwolennicy traktatu z Lizbony, którzy jeszcze niedawno mieli zdecydowaną przewagę nad przeciwnikami, idą dziś z nimi w sondażach łeb w łeb. Europa wstrzymała zaś oddech przed czwartkowym referendum. Zwycięstwo „nie” w liczącej cztery miliony mieszkańców Irlandii może pogrzebać traktat lizboński i spowodować kryzys polityczny w Unii Europejskiej.

RZ: Słyszałem, że wydał pan prawie 1,3 miliona euro na kampanię przeciw traktatowi z Lizbony?

Declan Ganley:

To nieprawda. Byłoby to nielegalne, bo prawo zabrania obywatelom finansowania kampanii na kwotę większą niż 6,5 tysiąca euro. Ten przepis wprowadzili politycy będący u władzy. Robią wszystko, co mogą, by nam utrudnić działanie.

Dlaczego chce pan przeszkodzić w zreformowaniu poszerzonej Unii Europejskiej?

Ależ ja absolutnie nie jestem przeciwnikiem Unii ani nawet eurosceptykiem. Uważam jednak, że jeśli ktoś jest naprawdę za Europą, powinien być przeciwko traktatowi z Lizbony. A todlatego, że jest on antydemokratyczny. Przekazuje Brukseli uprawnienia do podejmowania kluczowych decyzji w ponad 60 procentach zagadnień będących dotychczas w kompetencjach państw narodowych. Ci, którzy będą te decyzje podejmować, nie będą ponosili za nie odpowiedzialności, bo traktat tego oczywiście nie przewiduje. Co więcej, narzuca obywatelom UE prezydenta i ministra spraw zagranicznych Europy, których nie oni będą wybierali.

W Irlandii obywatele też nie wybierają ministra spraw zagranicznych...

Jak to? W wyborach do parlamentu wybieramy sobie rząd, prezydent jest wyłaniany w głosowaniu powszechnym i bezpośrednim. A kto będzie prezydentem Europy? Nie ma żadnego znaczenia, kogo pan czy ja byśmy chcieli na tym stanowisku, bo nasze zdanie nie będzie brane pod uwagę. Jesteśmy zwykłymi obywatelami i skoro nie wchodzimy w skład wąskiej brukselskiej elity, to nie mamy w ogóle głosu. Jest dla mnie czymś po prostu obraźliwym, że jeżeli chcę złożyć petycję do Komisji Europejskiej, to – jak wynika z traktatu – będę musiał złożyć podpis, a potem zebrać 999 999 innych podpisów, by mieć wymagany milion. A oni i tak mogą to wyrzucić do kosza. No, chyba że będę płacił lobbystom w Brukseli 5 czy 10 milionów euro rocznie, żeby „przepchnęli” moją sprawę. Brukselska elita i wielkie lobby nigdy nie poddają się demokratycznym procedurom, nie ponoszą żadnej odpowiedzialności przed wyborcami. I to mamy nazywać demokracją?

Eurokraci podejmują decyzje w tysiącach szczegółowych spraw wymagających specjalistycznej wiedzy, które często nie interesują zwykłych wyborców. Politolodzy mówią, że są to kwestie z natury rzeczy przeznaczone dla elity ekspertów...

Zgoda. Również w traktacie z Lizbony jest wiele ustaleń, które uznałbym za całkowicie do przyjęcia. Ale tylko wtedy, gdyby przewidziano również demokratyczną odpowiedzialność. Podejmujesz decyzje w jakiejś dziedzinie? Proszę bardzo. Ale ponośodpowiedzialność przed wyborcami. Dlaczego mamy przekazywać brukselskiej elicie jeszcze więcej władzy bez odpowiedzialności? Czy my, w Irlandii, wyglądamy na głupków? Przecież dobrze wiemy, że dziesiątki milionów naszych europejskich współobywateli z Francji i Holandii powiedziało już „nie”. Ci pajace z Brukseli chyba nie mają uszu ani oczu.Zamiast się zastanowić nad tym, co się stało, wyprodukowali nowy projekt – o 10 tysięcy słów dłuższy od poprzedniego. Od razu pojęli, że mają problem: jak przedstawić ludziom Lizbonę jako minitraktat, skoro w rzeczywistości jest on dłuższy od poprzedniego projektu? I znaleźli rozwiązanie – zmniejszyli rozmiar czcionki i odstępy między wierszami, przez co traktat zrobił się krótszy o 60 stron. Kolejny raz wzięli nas za idiotów. Bo przecież gdyby traktowali nas choć trochę poważnie, to musieliby się zastanowić nad tym, że dziesiątki milionów ludzi już odrzuciły 96 procent zapisów traktatu z Lizbony.

Nie sądzi pan, że w dużej części głosowali po prostu przeciw jednemu czy drugiemu nielubianemu politykowi, nie znając w ogóle traktatu?

A słyszał pan, co powiedział były prezydent Francji Valery Giscard d’Estaing, który tworzył projekt konstytucji? Przyznał, że „ludzie zostaną skłonieni do zaakceptowania projektów, których nigdy byśmy nie śmieli przedstawić im bezpośrednio”. Tamte odrzucone pomysły wprowadzono do obecnego traktatu, próbując je ukryć. Jean-Luc Deha- ene, były premier Belgii i komisarz UE, przybył dwa i pół tygodnia temu na posiedzenie Komisji Konstytucyjnej europarlamentu i prosił, by wstrzymać się z udostępnianiem jego planów wprowa- dzania w życie traktatu lizbońskiego.

Powód? „Nie powinni- śmy dawać argumentów irlandzkim zwolennikom „nie”. Co to tak naprawdę znaczy? – „Nie chcemy, żeby Irlandczycy byli w stanie podjąć decyzję opartą na prawdziwych informacjach”. A zatem oni po prostu ukrywają informacje, które są niezbędne do podjęcia przez nas zasadniczej decyzji. I w takiej oto sytuacji cztery miliony Irlandczyków mają teraz podjąć decyzję, która wpłynie na kilkaset milionów mieszkańców UE – Polaków, Francuzów, Niemców, Słowaków. Mam nadzieję, że 12 czerwca Irlandczycy powiedzą „nie” i powstrzymają ten nonsens.

Wszystkie partie w irlandzkim parlamencie, oprócz niewielkiej Sinn Fein, popierają traktat z Lizbony. Dlaczego?

Był pan kiedyś na owczej farmie? Widział pan, jak wszystkie owce idą za baranem? Na szczęście my, zwykli obywatele Irlandii, nie jesteśmy owcami.

W języku polskim osoby takie jak pan nazywa się czarnymi owcami...

Niezłe! Ale muszę panu powiedzieć, że w tej kampanii obrzucono mnie gorszymi określeniami.

Może rozkręcił pan całą tę kampanię, licząc, że będzie to trampolina do wielkiej kariery politycznej? Czy Declan Ganley nie myśli o stworzeniu własnej partii?

Dziś koncentruję się wyłącznie na referendum. Od wielu lat jestem zresztą członkiem Fianna Fail. Wspierałem tę partię finansowo, mam tam wielu przyjaciół. Formalnie nie przestałem być jej członkiem, choć moja sytuacja jest tam teraz, że tak powiem, specyficzna (śmiech).

Podejrzewam zresztą, że ponad 50 procent członków Fianna Fail jest tak naprawdę przeciwko traktatowi. Zapewniam pana, że wielu polityków i działaczy, którzy agitują dziś na rzecz „tak”, w czwartek wejdzie za kotarę i zagłosuje na „nie”. Sam znam takich ludzi.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019