Po zamieszkach na trasie sztafety w Europie, wywołanych przez obrońców Tybetu i praw człowieka, Pekinowi szczególnie zależy, by na terenie Chin wszystko odbywało się bez zarzutu. Wzorowy przebieg sztafety ma symbolizować jedność w Państwie Środka. Tymczasem Xinjang, bogata w ropę naftową prowincja leżąca koło Tybetu i przy granicy z Afganistanem, dostarcza chińskim władzom sporo kłopotów. Osiem milionów Ujgurów zamieszkujących tę pustynną i górzystą ziemię to w większości muzułmanie mówiący językiem z grupy tureckiej. Rządami Pekinu nie są, delikatnie mówiąc, zachwyceni. W regionie działają tajne grupy niepodległościowe dążące do zerwania trwającej od 1950 roku zależności wobec Pekinu. Pragną one wskrzesić dawne państwo Turkiestanu Wschodniego.
Chińczycy oskarżają niepodległościowców o próby zamachów i akty sabotażu w prowincji, boją się, że dojdzie do nich podczas sztafety. Według chińskich władz w tym roku udaremniono już dwa poważne akty terroru przygotowywane przez ujgurskie podziemie. Pierwszy miał polegać na zestrzeleniu samolotu lecącego do Pekinu, drugi – na porwaniu grupy zagranicznych obywateli i przeprowadzeniu serii zamachów samobójczych podczas sierpniowych igrzysk.
Ujgurzy zarzucają Pekinowi, że, podobnie jak w Tybecie, celowo osiedla na ich terenach tysiące etnicznych Chińczyków Han, by osłabić miejscową kulturę i wzmocnić więzi prowincji z centrum. Według Światowego Kongresu Ujgurskiego przed przybyciem sztafety władze znacznie nasiliły represje wobec nieposłusznych. Tysiące Ujgurów zostały zmuszonych do podpisania deklaracji lojalności wobec Pekinu, podejrzanych wyrzucono z miast.
W sobotę rozpocznie się najbardziej niebezpieczna dla Pekinu część sztafety – ogień dotrze do stolicy Tybetu Lhasy. Mimo próśb organizacji praw człowieka Human Rights Watch władze nie zgodziły się anulować biegu na tej części trasy. Tybet jest też wciąż zamknięty dla cudzoziemców.
Chińskie władze zrobią dosłownie wszystko, by mieć absolutną pewność, że nie będzie żadnych protestów czy to w prowincji Xinjiang, czy w stolicy Tybetu Lhasie – gdzie ogień olimpijski dotrze za kilka dni.Przecież Xinjiang został przez służby bezpieczeństwa praktycznie odcięty od świata. Jeśli chodzi o protesty w Tybecie, to nie spodziewałbym się ich również z innego powodu: Dalajlama XIV zaapelował, by powstrzymać się od jakichkolwiek działań przeciwko sztafecie olimpijskiej. Dalajlama wspiera igrzyska ze względu na dobro chińskiego narodu, który naprawdę zasługuje na organizację imprezy tak wielkiej rangi. Jednak takie zachowanie chińskich władz, zdecydowane działania służb bezpieczeństwa i zaostrzanie rygoru w Tybecie niszczą ducha igrzysk olimpijskich.
—not. jap