Polska flaga w sercu Afryki

W temperaturze 50 stopni Celsjusza w cieniu ponad 200 naszych żołnierzy będzie ochraniać uchodźców z Darfuru - pisze Jacek Przybylski z Iriby i Ndżameny

Publikacja: 29.06.2008 22:56

Misja EUFOR już od miesięcy chroni uchodźców na wschodzie Czadu

Misja EUFOR już od miesięcy chroni uchodźców na wschodzie Czadu

Foto: AFP

Lot ze stolicy Czadu Ndżameny do polskiej bazy w Iribie trwa około dwóch godzin. Podróż samochodem zajęłaby około siedmiu dni. Dookoła zbudowanej przez Polaków bazy rozciąga się trzymetrowy wał. W środku są klimatyzowane namioty, kontenery, nawet mała siłownia, choć, patrząc na wskazujący 45 – 50 stopni C w cieniu termometr, trudno uwierzyć, że komukolwiek chce się tu ćwiczyć.

Polacy mieszkają w Iribie od trzech miesięcy. Jeszcze w marcu na miejscu North Star Camp była pustynia. W sobotę Polacy osiągnęli wstępną gotowość operacyjną. W obecności ministra obrony na maszt wciągnięto biało-czerwoną flagę. – To najpoważniejsza operacja Unii Europejskiej, w której bierzemy udział – podkreślał Bogdan Klich. Ma nadzieję, że misja ta wzmocni naszą pozycję we Wspólnocie.

Czad jest chyba jednym z nielicznych państw na świecie, do których bez kompleksów mogą polecieć członkowie polskiego rządu odpowiedzialni za budowę dróg. Te w stolicy wyglądają gorzej niż nasze powiatowe, a na prowincji jeździ się często po wyschniętych korytach rzek. Transport sprzętu ze stolicy – w porze suchej – trwa około siedmiu dni.

– Powierzchnia wielu dróg przypomina tarkę. Po kilkuset kilometrach wibracji rozkręcają się śruby i słabszej konstrukcji samochód może się rozpaść. To samo dzieje się z materiałami budowlanymi. Worki z cementem po pewnym czasie się rozsypują – opowiada ppłk Marek Gryga, zastępca dowódcy polskiej misji w Czadzie.

Wkrótce sytuacja jeszcze się pogorszy. W czasie pory deszczowej wiele dróg zostanie zalanych, a ponieważ nikt tu nie buduje mostów, różne części kraju zostaną od siebie odcięte, póki nie opadnie woda. W porze deszczowej może się okazać, że konwoje lądowe w ogóle nie będą możliwe. Problemem są też burze, również piaskowe, podczas których wiatr potrafi wyrwać ogromny wojskowy namiot i przenieść go na odległość kilkunastu metrów.

– Zagrożeniem dla zdrowia mogą być też różne stworzonka. Widzieliśmy już węże, skorpiony i duże pająki. I oczywiście są choroby, takie jak malaria, cholera, gorączka krwotoczna – opowiada płk Przemysław Majchrzak, lekarz z polskiej misji w Czadzie.

– Dotąd – mimo wysokich temperatur – nie było kłopotów związanych z klimatem. Choć często zdarzają się zapalenia spojówek i podobne problemy, Czad jest przecież określany mianem światowego centrum zapylenia – dodaje płk Majchrzak. Na szczęście na razie nie ma komarów przenoszących choroby. Zapewne przylecą wraz z porą deszczową.

Ale to nie klimat najbardziej zagraża polskim żołnierzom. Co pewien czas przez wschodni Czad przechodzi fala rebeliantów. Uzbrojeni w kałasznikowy i ręczne wyrzutnie granatów, jeżdżą jasnymi pickupami, zdobywając nad kolejnymi miastami kontrolę. Do tej pory z Polakami się nie starli.

– Afryka jest jednak nieprzewidywalna. To, że teraz mamy tu spokój, nie oznacza, że za godzinę też tak będzie. Gdy półtora tygodnia temu na terenie wschodniego Czadu ruszyła nowa ofensywa rebeliantów, praktycznie z dnia na dzień sytuacja zmieniła się diametralnie. Szykowaliśmy się już na obronę. Na szczęście rebelia do nas nie dotarła – opowiada ppłk Marek Gryga, który wcześniej służył w Liberii i w Demokratycznej Republice Konga.

– Okoliczni mieszkańcy odnoszą się do nas znacznie lepiej niż ci w Kongu. Tam miejscowa ludność była do nas nastawiona negatywnie lub neutralnie. Tu traktują nas albo neutralnie, albo pozytywnie – zauważa.

Między innymi przed rebeliantami Polacy mają chronić, tak jak pozostałe siły Unii Europejskiej w Czadzie, uchodźców z pobliskiego sudańskiego Darfuru ogarniętego krwawym konfliktem. Mają też umożliwić działanie pracownikom ONZ i organizacji humanitarnych.

Polacy chcą zyskać przychylność lokalnej ludności. Dlatego MON zamierza między innymi pomagać lokalnej szkole, w której brakuje niemal wszystkiego: ławek, zeszytów, nawet kredy.

[ramka]

[b]Gen. Bogusław Pacek, zastępca dowódcy operacji EUFOR w Czadzie[/b]

[b]Rz: Wojska koalicji liczą ponad trzy tysiące żołnierzy, rebeliantów jest kilkakrotnie więcej. Czy w razie ataku ludzie EUFOR dadzą sobie radę?[/b]

gen. Bogusław Pacek: Na pewno. Mamy nowoczesny sprzęt, między innymi śmigłowce i samoloty. Choć rzeczywiście największym zagrożeniem są walki między rebeliantami a wojskami rządowymi i napady bandyckie. Do tej pory nie było wprawdzie ataku na żołnierzy Unii, ale nie tak dawno na południu bandyci zamordowali Francuza pracującego dla jednej z organizacji humanitarnych. Doszło też do wymiany ognia między rebeliantami a wojskami irlandzkimi. Na północy, gdzie stacjonują Polacy, jest najbezpieczniej. Gorzej jest na południu.

[b]Gdy w Ndżamenie pierwszy raz zobaczyłem patrol sił rządowych, nie wiedziałem, czy to armia, bandyci czy rebelianci. Zgraja uzbrojonych w kałasznikowy, różnie poubieranych facetów, którzy jadą poupychani na pace toyoty. Jak rozróżnić, kto jest kim?[/b]

Bardzo trudno się zorientować, kto jest z wojsk czadyjskich, a kto rebeliantem. Noszą bowiem najróżniejsze mundury i nawet Francuzi mają problem z ich rozpoznaniem. Prawie niemożliwe jest zaś szybkie rozpoznanie, czy dana grupa rebeliantów to ta czy inna frakcja. Myślę, że nawet oni sami mają z tym kłopoty. Często członkowie tych grup zmieniają partię, w imię której walczą. Na przykład obecny minister obrony Czadu jest byłym rebeliantem. Grupy łączy jedno: większość ma w nazwie słowo „wolność” lub „demokracja”.

Europejczykom trudno czasem zrozumieć ich postępowanie, bo wynika ono z uwarunkowań etnicznych, rodowych. Rebelianci zapewniają, że będą omijać wojska europejskie, jeśli te nie będą się angażować w wewnętrzne sprawy Czadu. A my w polityczne sprawy tego kraju nie zamierzamy się mieszać. Zgodnie z naszym mandatem musimy przecież zachować neutralność. Będziemy interweniować tylko wtedy, gdy zostaną zaatakowani cywile – mieszkańcy wiosek, obozów dla uchodźców czy pracownicy oenzetowscy i organizacji humanitarnych.

[b]Nie boi się pan, że rebelianci zaatakują was przez pomyłkę? Ponoć gdy w lutym szli obalić prezydenta Idrissa Deby’ego, przypadkowo szturmowali leżący po drodze parlament, bo uznali, że to musi być pałac prezydencki.[/b]

Poziom ich wyszkolenia rzeczywiście nie jest najwyższy, mają słabe rozpoznanie, nie dysponują też oczywiście systemami lokalizacji satelitarnej. Na północy Czadu, gdzie stacjonują polskie wojska, rebelianci jednak raczej nie działają.

[/ramka]

Lot ze stolicy Czadu Ndżameny do polskiej bazy w Iribie trwa około dwóch godzin. Podróż samochodem zajęłaby około siedmiu dni. Dookoła zbudowanej przez Polaków bazy rozciąga się trzymetrowy wał. W środku są klimatyzowane namioty, kontenery, nawet mała siłownia, choć, patrząc na wskazujący 45 – 50 stopni C w cieniu termometr, trudno uwierzyć, że komukolwiek chce się tu ćwiczyć.

Polacy mieszkają w Iribie od trzech miesięcy. Jeszcze w marcu na miejscu North Star Camp była pustynia. W sobotę Polacy osiągnęli wstępną gotowość operacyjną. W obecności ministra obrony na maszt wciągnięto biało-czerwoną flagę. – To najpoważniejsza operacja Unii Europejskiej, w której bierzemy udział – podkreślał Bogdan Klich. Ma nadzieję, że misja ta wzmocni naszą pozycję we Wspólnocie.

Pozostało 88% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017