Lot ze stolicy Czadu Ndżameny do polskiej bazy w Iribie trwa około dwóch godzin. Podróż samochodem zajęłaby około siedmiu dni. Dookoła zbudowanej przez Polaków bazy rozciąga się trzymetrowy wał. W środku są klimatyzowane namioty, kontenery, nawet mała siłownia, choć, patrząc na wskazujący 45 – 50 stopni C w cieniu termometr, trudno uwierzyć, że komukolwiek chce się tu ćwiczyć.
Polacy mieszkają w Iribie od trzech miesięcy. Jeszcze w marcu na miejscu North Star Camp była pustynia. W sobotę Polacy osiągnęli wstępną gotowość operacyjną. W obecności ministra obrony na maszt wciągnięto biało-czerwoną flagę. – To najpoważniejsza operacja Unii Europejskiej, w której bierzemy udział – podkreślał Bogdan Klich. Ma nadzieję, że misja ta wzmocni naszą pozycję we Wspólnocie.
Czad jest chyba jednym z nielicznych państw na świecie, do których bez kompleksów mogą polecieć członkowie polskiego rządu odpowiedzialni za budowę dróg. Te w stolicy wyglądają gorzej niż nasze powiatowe, a na prowincji jeździ się często po wyschniętych korytach rzek. Transport sprzętu ze stolicy – w porze suchej – trwa około siedmiu dni.
– Powierzchnia wielu dróg przypomina tarkę. Po kilkuset kilometrach wibracji rozkręcają się śruby i słabszej konstrukcji samochód może się rozpaść. To samo dzieje się z materiałami budowlanymi. Worki z cementem po pewnym czasie się rozsypują – opowiada ppłk Marek Gryga, zastępca dowódcy polskiej misji w Czadzie.
Wkrótce sytuacja jeszcze się pogorszy. W czasie pory deszczowej wiele dróg zostanie zalanych, a ponieważ nikt tu nie buduje mostów, różne części kraju zostaną od siebie odcięte, póki nie opadnie woda. W porze deszczowej może się okazać, że konwoje lądowe w ogóle nie będą możliwe. Problemem są też burze, również piaskowe, podczas których wiatr potrafi wyrwać ogromny wojskowy namiot i przenieść go na odległość kilkunastu metrów.