W parku Granta w centrum Chicago trwały wczoraj przygotowania do wielkiej fety Baracka Obamy w wyborczą noc. Tysiące jego zwolenników zjechały ze wszystkich zakątków Ameryki, by wziąć udział w historycznym wydarzeniu. Ale w ostatnich godzinach kampanii czarnoskóry kandydat demokratów przestrzegał swoich zwolenników: – Nie wierzcie nawet przez sekundę, że jest już po wyborach.

Jego rywal John McCain mówił to samo. Oczywiście – z zupełnie innych powodów. Republikanin liczy na to, że rzutem na taśmę (czy też, jak chcą niektórzy, cudownym zrządzeniem losu) zdobędzie większość głosów elektorskich. – Ruszymy Amerykę w nowym kierunku – zapowiadał McCain, przekonując, że jest o krok od zwycięstwa. Czy jednak 72-letni weteran wojny w Wietnamie ma jeszcze jakiekolwiek szanse?

Obama do końca utrzymał wypracowaną wcześniej znaczną przewagę w sondażach (średnio sześć – siedem punktów procentowych) i nic nie wskazywało na to, by w ostatnich godzinach miało się to zmienić. McCain tracił dystans do przeciwnika nawet w tych stanach, które od lat popierają konserwatystów – takich jak Wirginia czy Dakota Północna.

Gdyby głos w tych wyborach mieli Europejczycy, triumf Obamy byłby jeszcze większy. Kibicuje mu także większość Polaków – według sondażu „Rz” popiera go aż 62 proc. ankietowanych. McCaina – zaledwie 24 proc.

[b][ramka][link=http://www.rp.pl/temat/80250.html]Raport o wyborach w USA[/link][/ramka][/b]