Szef największej opozycyjnej Partii Demokratycznej Dario Franceschini w rozmowie z premierem Silviem Berlusconim deklarował pełne poparcie i życzył rządowi powodzenia w prowadzeniu akcji ratunkowej. Stwierdził też, że w obliczu tragedii powinny umilknąć polityczne spory. To zawieszenie broni może jednak długo nie potrwać. Opozycyjne Włochy Wartości już starają się wyciągnąć z trzęsienia ziemi korzyści polityczne. Zarzucają rządowi, że tragedię można było przewidzieć.
Wszystko dlatego, że od rana media donosiły o sejsmologu Gioacchino Giuliano z pobliskiego Gran Sasso. Ostrzegał on przed nadchodzącą tragedią, co prawda w Sulmona, a nie L’Aquili. Został jednak oskarżony przez władze o wzniecanie paniki. Berlusconi podczas konferencji prasowej w mieście wyjaśniał wczoraj, że katastrofy w Abruzji nie można było przewidzieć.
W przeszłości bardzo często się zdarzało, że klęski żywiołowe miały skutki polityczne. Tak było choćby w 2005 roku, gdy południowo-wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych zdruzgotał huragan Katrina. Liberalna prasa oskarżyła wówczas prezydenta George’a W. Busha, że nie zrobił wystarczająco dużo, żeby pomóc ofiarom żywiołu. Zarzucono mu również opieszałą reakcję na tragedię.
Właśnie nieudana akcja ratunkowa jest najczęstszym zarzutem, jaki opozycja stawia rządom, które zmagają się ze skutkami katastrof. Niedawno oskarżeń takich przestraszyły się nawet komunistyczne władze Chin. Gdy w zeszłym roku w Syczuanie doszło do wielkiego trzęsienia ziemi, Pekin przedsięwziął wielką akcję ratunkową (przy poprzednich tego typu katastrofach nie kwapił się do pomocy obywatelom).
[wyimek]W wielu krajach politycy po takich tragediach tracili wyborców[/wyimek]