Paragwajczycy próbują obrócić to w żart. „Fernando Lugo – ojciec wszystkich Paragwajczyków”, „Ogier ojczyzny”, „Też chcę być biskupem. Gdzie przyjmują zapisy?” – drwią z prezydenta. Śpiewają o nim piosenki: „Miał serce, ale nie używał kondomów...”. Jednak tak naprawdę wcale nie jest im do śmiechu. Rok temu wybrali na prezydenta lewicowego eksbiskupa, bo mieli dość zepsutej elity. Uważali go za człowieka na wskroś uczciwego, prawdomównego, a okazało się, że to tylko zwykły polityk – mówią teraz z przekąsem.
Łatwiej wybaczyliby mu nieślubne dzieci, gdyby nie to, że sypiał z kobietami jako biskup. Sutannę zrzucił dopiero w grudniu 2007 roku, by wystartować w wyborach prezydenckich. Wcześniej wykorzystywał charyzmę „biskupa ubogich” do uwodzenia młodych kobiet i dziewcząt.
W środę lokalna gazeta „ABC” opublikowała wywiad z 39-letnią Damianą Moran, dyrektorką sierocińca na przedmieściach Asuncion, która współpracowała z diecezją San Pedro, gdy jej biskupem był prezydent. „Mój syn Juan Pablo jest owocem związku z Fernandem Lugo, zrodzonym z wielkiej miłości” – oznajmiła. Ich romans zaczął się pięć lat temu, gdy pomagała biskupowi w pracy duszpasterskiej. Nie żąda pieniędzy ani nazwiska dla 16-miesięcznego synka. Sama go utrzyma.
Z podobną rewelacją wystąpiła dwa dni wcześniej bardziej wojowniczo nastawiona 27-letnia Benigna Leguizamon, sprzedawczyni środków czystości, była służąca w San Pedro. Zagroziła, że jeśli Lugo nie uzna sześcioletniego Lucasa Fernanda, wystąpi o przeprowadzenie testów DNA. – Nie mam innych dowodów. Ze złości spaliłam wspólne zdjęcia. Jestem biedna, to niesprawiedliwe, by syn prezydenta przez to wszystko przechodził
– skarżyła się mediom.