Niedawno do grona pechowców dołączyła minister ds. bogactw naturalnych Kanady. Kilka dni temu Linda Raitt udała się – w celu udzielenia wywiadu – do studia telewizji CTV w Ottawie. Miała mówić o czasowym zamknięciu reaktora nuklearnego w Chalk River, które spowodowało brak izotopów wykorzystywanych w onkologii. By móc skuteczniej odeprzeć atak opozycji, pani Raitt zabrała ze sobą tajne dokumenty, zawierające między innymi informacje o tym, ile rząd inwestuje w reaktory nuklearne. Po czym zostawiła papiery w studiu, gdzie przeleżały równo tydzień. Gdy dziennikarze się zorientowali, co zawierają, wybuchł polityczny skandal.
Rzeczniczka prasowa pani minister już straciła pracę. Premier nie przyjął jednak dymisji Lindy Raitt. Stephen Harper uznał, że to nie ona, tylko jej pracownicy są odpowiedzialni za poufne dokumenty resortu. – Pani minister słusznie oczekiwała, że jej ludzie będą w stanie upilnować tych parę papierków – argumentował Harper. W Kanadzie to nie pierwszy tego rodzaju skandal. W 2008 roku tajne dokumenty zgubił ówczesny szef MSZ Maxime Bernier. Zostawił je w domu narzeczonej. Został zdymisjonowany.
[srodtytul]Norma na Wyspach[/srodtytul]
Prym wiodą jednak Brytyjczycy. – Już tak się do tego przyzwyczailiśmy, że nikt nie zwraca na to uwagi. Również ja, gdy kolejny raz słyszę, że ktoś zostawił gdzieś ważne papiery, myślę po prostu: „Znowu” – mówi „Rz” Alex Kelleher, brytyjski ekspert w sprawach ochrony danych w firmie Cognitive Match.
Co gubili brytyjscy urzędnicy? Ostatnio – z czego śmiały się media nie tylko w Wielkiej Brytanii – dokładną instrukcję, jak malować i pudrować premiera Gordona Browna. Była w niej między innymi mowa o tym, jak używać samoopalacza.