Dziś dokładnie wiemy, że była to gra wyborcza PO, skuszenie pani komisarz do Platformy, aby próbować ograć SLD i pozostawić ją zwykłym eurodeputowanym – tak szef Sojuszu Grzegorz Napieralski komentował decyzję rządu o wysunięciu kandydatury Janusza Lewandowskiego na polskiego komisarza w Komisji Europejskiej.
Kojarzona z lewicą Hübner tydzień temu zdobyła mandat eurodeputowanej z list PO. Natychmiast po wyborach zapowiedziała, że nie jest zdecydowana, czy go przyjmie. Przyjęcie oznaczałoby bowiem jej rezygnację ze stanowiska komisarza, którego kadencja upływa za kilka miesięcy. Sprawę miała rozstrzygnąć poniedziałkowa rozmowa z Donaldem Tuskiem. Po niej szef rządu oznajmił, że lepiej, aby Hübner została europosłanką.
Według naszych informacji Hübner pytała premiera, kogo w takim razie wyznaczy, ale nie usłyszała jednoznacznej odpowiedzi. – Tusk wymienił zarówno Lewandowskiego, jak i Jacka Saryusza-Wolskiego – opowiada polityk z otoczenia szefa rządu. – Źle to odebrała. Do końca miała nadzieję, że to ją premier zarekomenduje na kolejną kadencję w KE.
Już podczas wieczoru wyborczego PO Danuta Hübner miała sugerować Tuskowi, że powinna dalej pełnić funkcję komisarza. – Zaczęła się żalić, że jeśli teraz, przed upływem kadencji, odejdzie ze stanowiska komisarza i zostanie europosłem, to straci prawo do wysokiej odprawy z KE – opowiada „Rz” polityk PO.
Portal TVP Info już w marcu wyliczał, że Hübner może w ten sposób stracić prawo do części odprawy – ok. 360 tys. euro.