Kanclerz Niemiec, która od początku protestów zdecydowanie krytykowała Iran, pierwszy raz zaapelowała wprost o powtórne przeliczenie głosów.
– Wzywam władze w Iranie, by pozwoliły na pokojowe demonstracje, zrezygnowały z przemocy wobec ich uczestników, wypuściły aresztowanych opozycjonistów, zezwoliły mediom na działanie i powtórnie przeliczyły głosy w wyborach prezydenckich – powiedziała Merkel. Apele o respektowanie praw człowieka płynęły do Teheranu także z Wielkiej Brytanii, Włoch, Francji i Stanów Zjednoczonych. Odpowiedź Iranu była zdecydowana. Władze oskarżyły państwa zachodnie o wywoływanie protestów. Najostrzej została zaatakowana Wielka Brytania. Minister spraw zagranicznych Manuszehr Mottaki na spotkaniu z zagranicznymi dyplomatami stwierdził, że zamieszki zostały sprowokowane przez angielskich agentów.
– Kilka tygodni przed zamieszkami zaczęli przyjeżdżać do Iranu z Wielkiej Brytanii ludzie związani z tajnymi służbami – informował Mottaki.
Irańskie władze wyrzuciły z kraju dziennikarza BBC, który sugerował, że sobotni zamach na świątynię ajatollaha Chomeiniego może być prowokacją służącą do usprawiedliwienia krwawej rozprawy z opozycją. W piątek najwyższy duchowy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei wskazał na Wielką Brytanię jako głównego organizatora zamieszek, mówiąc, że „Brytyjczycy pokazali swoje prawdziwe oblicze”. – Kategorycznie odrzucam zarzuty, że demonstracje w Iranie są inspirowane z zagranicy. Obwinianie innych krajów nic nie da. To tylko pogorszy wizerunek Iranu w oczach świata – mówił szef brytyjskiego MSZ David Milliband.
Teheran nieprzypadkowo wybrał Wielką Brytanię. Wielu Irańczyków pamięta, że na początku XX wieku to brytyjski szef MSZ lord Balfour lobbował za utworzeniem Państwa Izrael. Brytyjskie służby są, podobnie jak amerykańska CIA, oskarżane o obalenie w 1953 roku demokratycznie wybranego rządu Mohammeda Mosadegha, który znacjonalizował przemysł naftowy. Później pomogły osadzić na tronie dyktatora szacha Rezę Pahlawiego.