[b][link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2009/07/23/ameryka-odrabia-gruzinska-lekcje/" "target=_blank]Komentarz Jerzego Haszczyńskiego[/link][/b]
[b][link=http://www.rp.pl/artykul/339264.html]Komentarz wideo Marka Magierowskiego[/link][/b]
Amerykański wiceprezydent przyjechał do Tbilisi niemal dokładnie rok po pięciodniowej wojnie, jaką Gruzja stoczyła z Rosją o kontrolę nad separatystyczną Osetią Południową, a także dwa tygodnie po wizycie prezydenta USA Baracka Obamy w Moskwie. – Wiem, że się obawiacie, i jest to zrozumiałe, iż nasze zresetowanie stosunków z Rosją może się odbyć waszym kosztem. Otóż podkreślam: nie może. Tak się nie stało i nie stanie – mówił dobitnie Biden. Zapewnił, że USA nie zgodzą się na tworzenie rosyjskiej strefy wpływów.
– Uważamy, że demokratyczne państwa mają prawo same wybierać partnerów i sojusze, do których chcą należeć. Popieramy gruzińskie dążenia do NATO i odrzucamy XIX-wieczną koncepcję stref wpływów – podkreślał.
Zaapelował też do Rosji o wycofanie wojsk na pozycje sprzed konfliktu z Gruzją i wezwał wspólnotę międzynarodową, aby tak jak USA nie uznała niepodległości Osetii Południowej i Abchazji. Kilka tygodni po zakończeniu wojny Rosja uznała separatystyczne regiony za niepodległe państwa, ale do tej pory w jej ślady poszła jedynie Nikaragua. Część gruzińskich polityków jest przekonana, że USA pomogą odbudować Gruzji armię zniszczoną w czasie rosyjskiej ofensywy. – Umożliwia to amerykańsko-gruzińska umowa strategiczna. Ale na razie nie było na ten temat mowy – powiedział przewodniczący parlamentu Dawid Bakradze.