Atrakcja ta pociągnęła za sobą już pierwszą ofiarę śmiertelną. 20- letni pijany Australijczyk zasnął na murku nad Tybrem. Spadł na leżące 6 metrów niżej betonowe nabrzeże i skręcił kark.
Organizatorzy reklamują się w Internecie i rzymskich hotelach. Proponują spotkanie pod Koloseum, na placu Weneckim lub na Schodach Hiszpańskich. Trzeba trochę znać angielski i zapłacić 20 euro. W zamian uczestnik dostaje żółty T-shirt z angielskim napisem: „I came, I saw, I crawled” (przybyłem, zobaczyłem, czołgałem się) i darmowe piwo.
Potem rozpoczyna się „crawl” obejmujący wizytę w trzech – czterech pubach lub klubach połączony z pijackimi zawodami, kto ostatni spadnie pod stół. Za drinki płaci się samemu, choć uczestnicy mogą liczyć na rabat. Jak można wyczytać z ulotek, „pub crawl” to „nowa, wspaniała okazja dla młodych turystów z całego świata na poznanie nocnego życia Rzymu”.
[i] Piotr Kowalczuk z Rzymu[/i]