Agresywni i atawistyczni – takich słów użył Thilo Sarrazin, charakteryzując turecką społeczność Berlina. Prokuratura zajęła się już sprawą i bada, czy członek zarządu banku centralnego nie nawołuje do konfliktów rasowych. Kodeks karny przewiduje za to karę do pięciu lat więzienia.
W wywiadzie dla niemieckiego miesięcznika „Lettre International” Sarrazin nie krył tego, co myśli o imigrantach z Turcji i krajów arabskich. „Nie spełniają żadnej produktywnej funkcji, jeżeli nie liczyć handlu owocami i warzywami” – powiedział. To nie wszystko. Uznał, że Turcy „zdobywają Niemcy tak, jak Albańczycy opanowali Kosowo, poprzez wysoki wskaźnik płodności”. „Produkują mnóstwo małych dziewczynek w muzułmańskich chustach” – powiedział.
Sarrazin zarzucił Turkom i Arabom, że opierają się integracji i jedna piąta członków obu grup etnicznych żyje z zapomóg dla bezrobotnych i pomocy społecznej, podczas gdy średnia w Niemczech jest dwa razy niższa.
„Rasizm w najczystszej postaci” – orzekł turecki dziennik „Hürriyet”, wychodzący też w Niemczech. – W tak obraźliwy sposób nikt jeszcze o Turkach w Niemczech nie mówił – tłumaczy „Rz” Ahmet Külahci, komentator „Hürriyet”. Podobne w tonie są komentarze niemieckich mediów.
– Wszystko, co powiedziałem, powodowane było miłością do Berlina – broni się Sarrazin. Do niedawna był (reprezentującym co ciekawe socjaldemokratyczną SPD) senatorem ds. finansów w rządzie landu Berlina i wyprowadził finanse najbardziej zadłużonej metropolii na prostą. Noszono go za to na rękach. Dzisiaj niemal wszyscy domagają się jego głowy. – Jeżeli jest to miłość, to wyjątkowo perwersyjna. Jeżeli takie słowa miałyby ujść Sarrazinowi na sucho, to znaczy, że nie mamy nic przeciwko ideologii rasistowskiej i ksenofobicznej NPD – tłumaczy „Rz” Hajo Funke, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.