To było pierwsze takie spotkanie w historii. W ten sposób Miedwiediew wykorzystał przeciwko Aleksandrowi Łukaszence jego własną broń. Wcześniej to właśnie białoruski prezydent zapraszał bowiem do Mińska rosyjskich dziennikarzy, często nastawionych krytycznie wobec Kremla.
W czasie ostatniej takiej konferencji 2 października Łukaszenko ostro krytykował Władimira Putina, którego oskarżył między innymi o spowodowanie konfliktu gazowego w 2004 roku oraz blokowanie procesów integracyjnych w ramach Związku Białorusi i Rosji. Ówczesny atak Łukaszenki na rosyjskiego premiera eksperci określili wręcz „wypowiedzeniem Rosji wojny informacyjnej”. Jak widać, rękawica została podjęta.
Gdy pojawiła się informacja, że Miedwiediew chce się spotkać z białoruskimi dziennikarzami opozycyjnymi – którzy nie są zapraszani na spotkania z ważnymi urzędnikami we własnym kraju – komentatorzy zgodnie stwierdzili, że jest to odwet. Według nich obecność niezależnych mediów miała gwarantować, że stanowisko Moskwy dotrze do Białorusinów bez zniekształceń.
Prognoza się sprawdziła. Miedwiediew podczas spotkania powiedział m. in., że jego białoruski kolega „ostatnio niejednokrotnie krytykował rosyjski rząd i premiera w sposób wykraczający poza ramy dyplomacji”. – I to mi się ewidentnie nie podoba. To jest droga, która zaprowadzi nas w ślepą uliczkę – mówił prezydent Rosji, przypominając, że to właśnie on zatwierdzał rosyjski rząd i mianował jego szefem Władimira Putina.
Działania Łukaszenki były głównym tematem rozmowy Miedwiediewa z dziennikarzami, mimo że formalnie spotkanie miało być poświęcone dziesięcioleciu powołania ZBiR. A także zaplanowanej na 27 listopada wizycie rosyjskiego prezydenta w Mińsku. Właśnie w białoruskiej stolicy przywódcy Białorusi, Rosji i Kazachstanu mają zawrzeć unię celną, na mocy której od 1 stycznia 2010 roku zostaną zniesione bariery w handlu między tymi trzema krajami.