Kapral Monty Robinson był najwyższym stopniem przedstawicielem Królewskiej Kanadyjskiej Policji Konnej (RMCP) zamieszanym w incydent na lotnisku w Vancouver w 2007 roku. Robert Dziekański przez dziesięć godzin krążył po lotnisku, nie umiejąc się z niego wydostać. To Robinson wydał polecenie użycia wobec “dziwnie zachowującego się Polaka” paralizatora. W wyniku porażenia Dziekański zmarł.
Teraz na Robinsonie ciążą nowe zarzuty. Gazety informują, że w październiku 2008 roku kapral – już po służbie – jadąc jeepem, uderzył w motocykl. Zdaniem świadków był pijany. Trudno to zweryfikować, bo natychmiast pojechał do domu. Motocyklista zmarł.
Według gazety “The Globe and Mail” sprawa stała się absurdalna. Robinson twierdzi, że nie był pijany i dopiero w domu napił się wódki. Policja zarzuciła mu prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu i ucieczkę z miejsca wypadku. Grozi za to dożywocie, jednak z nieznanych powodów prokuratura odrzuciła ten zarzut. I postawiła inny: obstrukcję wymiaru sprawiedliwości (co zagrożone jest karą do dziesięciu lat więzienia).
“The Globe and Mail” zauważa, że choć sąd odrzucił wniosek kaprala o oddanie mu zabranego po wypadku prawa jazdy, to jednak cała sprawa może potrwać co najmniej kilka lat. RMCP już w sprawie Dziekańskiego uczyniła wszystko, by obronić policjantów przed zarzutem spowodowania śmierci Polaka. W tamtej sprawie wciąż trwa niezależne dochodzenie, ale zanim się zakończy, Robinson może trafić za kratki za spowodowanie śmierci motocyklisty.