Wstępne wyniki Centralnej Komisji Wyborczej w Suchumi mówią o 59,37 proc. głosów oddanych na Bagapsza. Prorosyjski kandydat zostawił daleko w tyle głównych rywali, w tym byłego wiceprezydenta Raula Chadżimbę (15,4 proc. głosów), który się odgraża, że zaskarży wyniki wyborów.
Bagapsz zapowiedział, że jeszcze bardziej zacieśni „strategiczne stosunki” z Moskwą. Według agencji RIA Nowosti zwycięstwo zapewniło mu „uznanie niepodległości Abchazji” przez Rosję (po wojnie z Gruzją o separatystyczną Osetię Południową w sierpniu 2008 roku). Niepodległość Abchazji i Osetii Południowej uznały dotąd oprócz Rosji jedynie Nikaragua i Wenezuela. Inne państwa wciąż uważają obie samozwańcze republiki za część Gruzji.
Obserwatorzy z Rosji i Wspólnoty Niepodległych Państw uznali, że sobotnie wybory odbyły się zgodnie z prawem. Portal Lenta.ru napisał, że pozytywną opinię wystawili głosowaniu także obserwatorzy z organizacji pozarządowych z USA, Francji i Niemiec.
– Władzom na Kremlu zależało na tym, by spędzić do Abchazji obserwatorów z przychylnych jej organizacji. Gruzja oczywiście nie uzna wyborów wspieranych przez rosyjskie wojska i czołgi. Nie uzna ich także cywilizowany świat. Wyjątkiem będzie Rosja i może jej wenezuelski sojusznik Hugo Chavez. To farsa i cyrk, ale zarazem ogromny dramat – mówi „Rz” gruziński politolog Aleksander Rondeli. Przypomina, że poza granicami Abchazji mieszka 300 tysięcy uchodźców, którzy padli ofiarą czystek etnicznych. – A 45 do 50 tysięcy Gruzinów mieszkających na południu Abchazji nie zostało dopuszczonych do głosowania – dodaje Rondeli.
Kancelaria prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego nazwała wybory „komedią wyreżyserowaną przez Kreml”.