Białoruś: złote jaja i góry odpadów

Świetnie prosperujące przedsiębiorstwo otaczają wymarłe wsie. Ziemia się zapada, pękają ściany domów

Aktualizacja: 15.02.2011 01:34 Publikacja: 14.02.2011 19:05

Na hałdach, które wznoszą się nad wyludnionymi wioskami, nie rosną żadne drzewa. Pod wpływem deszczu

Na hałdach, które wznoszą się nad wyludnionymi wioskami, nie rosną żadne drzewa. Pod wpływem deszczu odpady tężeją jak cement

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Pisalnik AP Andrzej Pisalnik

[i]Korespondencja z Soligorska[/i]

Okolic górniczej stolicy Białorusi Soligorska nie można pomylić z żadnym innym regionem. Po kilkunastu minutach jazdy autem na południe od leżącego około 100 kilometrów od Mińska Słucka równinny krajobraz zmienia się w górski. Widoczne z daleka niezalesione grzbiety w odcieniach czerwieni to hałdy odpadów po przetwarzaniu wydobywanej tu od pół wieku soli potasowej.

Należące do największych w świecie zakłady produkcji nawozów potasowych Biełaruśkalij, w których skład wchodzi pięć czynnych kopalń i cztery fabryki wzbogacania soli potasu, wydobyły już na powierzchnię z głębokości od 350 do 850 metrów ponad miliard ton surowca. Hałdy zajmują 600 hektarów.

Pozostałością po wzbogacaniu soli potasu jest szlam przechowywany w zbiornikach. Zalegające pod gołym niebem odpady to tylko część problemu mieszkańców okolicznych wsi. Instytut naukowo-badawczy Biełgorchim z Soligorska ustalił, że wskutek działalności górniczej na powierzchni około 20 tysięcy hektarów ziemia osiadła o 2 – 4 metry. 6,5 tysiąca hektarów gruntów zamieniło się w bagna. Ucierpiały całe wsie i miasteczka. Mieszkańcy pękających domów mogą liczyć najwyżej na wzmocnienie uszkodzonego budynku pasem z metalowych rurek.

[srodtytul] Wymarłe wioski[/srodtytul]

Niektóre wsie, zwłaszcza te sąsiadujące z hałdami i zbiornikami szlamu, oficjalnie uznano za wymarłe. Nie są zaznaczone na mapach turystycznych. Aby do nich trafić, korzystam z pomocy Iryny, pracowniczki Biełaruśkalija i działaczki Niezależnego Związku Zawodowego Górników. Iryna zastrzega, że nie życzy sobie, by jej nazwisko pojawiło się w prasie. Przyjmuję ten warunek i wkrótce zatrzymujemy się przy wale otaczającym zbiornik szlamu należący do kopalni nr 2.

Stojąc na brzegu i patrząc na hałdy, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że znalazłem się nad górskim jeziorem. Ani w „jeziorze”, ani na stokach otaczających go „gór” nie widać jednak najmniejszego śladu życia. – To byłoby piękne, gdyby nie było takie smutne – mówi Iryna. – Górnicy próbowali sadzić na stokach drzewa. Ale odpady pod wpływem deszczu kamienieją, nic tu nie rośnie.

Z wałów zbiornika szlamu widać wiejskie domy. To oddalone o pół kilometra i niezaznaczone na mapie Branczyce. Kiedyś liczyły tysiąc domów, były tu szkoła, sklep spożywczy, nawet klub. Teraz żyje tu już tylko kilka staruszek. Jedna z nich, pani Walentyna, zapewnia, że na wiosnę wieś ożyje, bo większość domów służy przesiedlonym do Soligorska właścicielom za domki letniskowe. Pani Walentyna nie ma pojęcia, jaki wpływ na zdrowie może wywierać sąsiedztwo hałd odpadów i zbiorników szlamu. – Gdy latem wiatr przynosi pył, ziemia staje się czerwona – przyznaje.

Według ekspertów w wodach gruntowych w pobliżu hałd zawartość szkodliwych substancji kilkakrotnie przewyższa normę. Mimo to mieszkańcy Branczyc i letnicy korzystają z miejscowych studni.

[srodtytul] Woda ucieka ze studni[/srodtytul]

Sąsiad pani Walentyny Iwan odziedziczył dom po matce. Studnia mu wyschła. – Grunt się przesunął, a woda zniknęła – tłumaczy. Głęboką na 12 kręgów betonowych studnię ma inna mieszkanka Branczyc, pani Swietłana. Zaglądam i widzę, że wodę mógłbym zaczerpnąć ręką. – Wyrobiska mamy tuż pod nogami – opowiada gospodyni. – Ziemia jest w ciągłym ruchu, więc woda raz napływa, to znów znika – wyjaśnia. Pije tę wodę, nie czuje jednak żadnego podejrzanego posmaku. Kilka kilometrów od Branczyc leży wieś Czapiale. Jej mieszkańcy nie zostali przesiedleni. Prawie każda chałupa jest więc opasana metalowymi rurami przyspawanymi do przytwierdzonych do rogów domu stalowych narożników. Tylko na taką pomoc od zakładów Biełaruśkalij można liczyć za uszkodzenie budynku stojącego na osiadającym gruncie.

Moja przewodniczka przyznaje, że nikt nigdy kompleksowo nie badał wpływu skażonego przez Biełaruśkalij środowiska na zdrowie okolicznych mieszkańców. – Tutejsi ludzie sami zauważają, że często chorują na raka i schorzenia dróg oddechowych – mówi. To także choroby typowe dla pracujących w kopalni górników.

[srodtytul] Górnik żyje krótko[/srodtytul]

Średnia długość życia górnika Biełaruśkalija wynosi 46 lat. – Często jest tak, że człowiek pójdzie na górniczą emeryturę i nawet roku nie pożyje – opowiada spotkany w Czapialach 40-latek Anatol. Nie może się doczekać emerytury. Stanowi ona zaledwie 20 – 25 procent górniczej pensji, ale przysługuje już po 20 latach pracy pod ziemią.

Większość Białorusinów marzy o pensji równej emeryturze górnika. W Biełaruśkaliju, w zależności od wydajności, górnik zarabia miesięcznie od 6 do 8 milionów rubli (około 8 tysięcy złotych), więc może mieć nawet około 2 milionów rubli emerytury. Anatol uważa, że zakłady mogłyby płacić więcej, bo dostarczają jedną szóstą światowej produkcji nawozów potasowych i przynoszą państwu miliardy dolarów. W przedkryzysowym 2008 roku Biełaruśkalij sprzedał za granicę nawozy za 3,4 miliarda dolarów.Według Anatola problemem odpadów powinno się zająć państwo. Słyszał o stosowanym na Zachodzie sposobie polegającym na wypełnieniu nimi podziemnych dziur. – Ale to dodatkowe wydatki, które obniżają rentowność produkcji. Na atrakcyjności w oczach inwestorów traci więc też samo przedsiębiorstwo – mówi górnik.

Anatol dowiedział się, że już w tym roku państwo chce sprzedać mniejszościowy pakiet udziałów zagranicznemu inwestorowi. Nie rozumie sensu takiej transakcji, bo Biełaruśkalij to dla Białorusi kura znoszącą złote jaja.

Wśród potencjalnych nabywców udziałów (mówi się o 25 procentach) eksperci wymieniają największych odbiorców nawozów potasowych – Chiny i Indie. Inwestycją są zainteresowani Rosjanie. Nie chcą jednak zapłacić ceny, jakiej oczekuje rząd wyceniający Biełaruśkalij na 30 miliardów dolarów. Za pakiet mniejszościowy żąda 6 – 7 miliardów. Potencjalny inwestor rosyjski – spółka Urałkalij – proponuje 7,5 miliarda, ale za pakiet kontrolny.

[i]Korespondencja z Soligorska[/i]

Okolic górniczej stolicy Białorusi Soligorska nie można pomylić z żadnym innym regionem. Po kilkunastu minutach jazdy autem na południe od leżącego około 100 kilometrów od Mińska Słucka równinny krajobraz zmienia się w górski. Widoczne z daleka niezalesione grzbiety w odcieniach czerwieni to hałdy odpadów po przetwarzaniu wydobywanej tu od pół wieku soli potasowej.

Pozostało 93% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019