Holendrzy, którzy idą dziś do urn, wybiorą nie tylko 553 członków rad prowincji, ale zadecydują również o przyszłości koalicji rządzącej krajem. W maju prowincjonalni radni będą bowiem wybierać członków Senatu, którego skład przesądzi o losie obecnego prawicowego gabinetu. Koalicja konserwatywnych liberałów (VVD) i chadeków (CDA) tworzy pierwszy rząd mniejszościowy od czasu II wojny światowej, funkcjonujący tylko dzięki wsparciu w parlamencie antyimigranckiej partii Geerta Wildersa.
Kampanię wyborczą zdominowały więc hasła ogólnokrajowe, na czele z nieoczekiwanym postulatem deportacji „imigrantów ze Wschodu", czyli w rzeczywistości Polaków.
– Bezrobotnych ze wschodniej Europy powinno się zachęcać, żeby wrócili dobrowolnie do swych krajów pochodzenia, a jeśli nie wyjadą, należy ich deportować – powiedział minister spraw wewnętrznych Henk Kamp (VVD) w wywiadzie dla gazety „Telegraaf". Według niego Polacy stanowią nawet do 40 proc. lokatorów przytułków dla bezdomnych finansowanych z kieszeni holenderskiego podatnika. Kamp podkreślił, że imigranci notorycznie powracający do Holandii pomimo wcześniejszych deportacji powinni otrzymywać status „niepożądanych obcych", uniemożliwiający wjazd do tego kraju.
Temat podchwycili politycy chadecji i partii Wildersa. Opozycyjna lewica przestraszyła się, że grając polską kartą, partie prawicowe odbiorą jej wyborców. Jej kandydaci też zaczęli więc mówić o Polakach. Jeden z socjalistycznych posłów wezwał do powstrzymania „tsunami emigrantów ze Wschodu" w miejscowości Zundert, w której przedsiębiorstwach „rzadko można już spotkać jakiegokolwiek Holendra".
– Polacy, z powodu wymogów poprawności politycznej określani tu mianem „wschodnich Europejczyków", stali się nagle problemem numer jeden. Musieliśmy zaprotestować – mówi „Rz" Janusz Wołosz, II sekretarz Ambasady RP w Hadze. W ubiegłym tygodniu minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski interweniował w tej sprawie u komisarz UE Viviane Reding. Prosił ją o unijne wsparcie wobec gróźb holenderskich władz pod adresem polskich obywateli. Reding zgodziła się z Kwiatkowskim, podkreślając, że swobodny przepływ osób jest jednym z filarów funkcjonowania Unii.