Pandemia wpłynęła na całą otaczającą nas rzeczywistość. Wiele osób zamiast jeździć do pracy – obowiązki wykonuje z domu. Część ludzi zmuszona była zamknąć swoją działalność gospodarczą, albo pozwalniać pracowników, by ratować się przed bankructwem. Zamiast posyłać dzieci pod opiekę nauczycieli – rodzice musieli zagwarantować im warunki do domowej nauki. Spotkania z rodziną i przyjaciółmi zamieniły się w wideokonferencje, jeżeli była ku temu możliwość.
Ta rzeczywistość powoli się kończy i wiele osób ma nadzieję, że już nie wróci. Pojawia się jednak pytanie: jacy będziemy, gdy wszystko wróci do normalności?
Zaczniemy ze sobą rozmawiać?
– Będzie wiele wymiarów tych zmian. W skali makro, pewnym przekształceniom ulegną relacje w rodzinie. Koronawirus zmusił nas poniekąd do tego, żeby ze sobą rozmawiać – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” prof. Ewa Marciniak. Jej zdaniem rozmowy w polskich domach miały do tej pory charakter zadaniowy – ich celem był podział obowiązków, powinności, działań. Pandemia jednak, poniekąd zmusiła członków rodziny, by ze sobą rozmawiali.
W szerszej skali, koronawirus doprowadził do uaktywnienia się społeczeństwa obywatelskiego. Polacy nie pierwszy raz zjednoczyli się, gdy nastały czasy kryzysu, pomagali sobie. – Zdarzały się sytuacje, w których wykluczano lekarzy, uważając ich za zagrożenie dla zdrowia wspólnoty. Było ich na szczęście mniej w porównaniu do pozytywnych odruchów wśród Polaków. Obawiam się jednak, że gdy pył opadnie, znów zacznie się polsko-polska wojna – komentuje dr Marciniak. Gdyby tak się stało obserwowalibyśmy podobne działanie mechanizmu solidaryzmu, jak po katastrofie smoleńskiej. Początkowo obywatele zjednoczyli się i przeżywali żałobę ponad podziałami. Później jednak doszło do ostrego, polaryzującego społeczeństwo konfliktu politycznego.
A czy pandemia wpłynie na zaufanie obywateli do instytucji publicznych? – Polacy w trakcie pandemii żyli w szumie informacyjnym. To może spowodować, iż przy potencjalnej drugiej fali zachorowań, zalecenia władzy nie będą traktowane poważnie. Powszechny stanie się publiczny konformizm. Obywatele podporządkują się obowiązującemu prawu, ale zrobią to bez przekonania – uważa prof. Marciniak.