To historyczna, pierwsza od 50 lat wizyta amerykańskiego prezydenta w Portoryko. Zamieszkana przez 3,75 miliona hiszpańskojęzycznych mieszkańców wyspa jest krajem związanym z USA o nieco dziwnym statusie prawnym. Amerykański Sąd Najwyższy zdefiniował ją jako „terytorium należące do Stanów Zjednoczonych, ale niebędące częścią Stanów Zjednoczonych". Amerykanie zdobyli wyspę w 1898 roku w wyniku wojny z Hiszpanią, prowadzonej w celu zajęcia strategicznych miejsc na Karaibach i w Ameryce Środkowej.
– Wszyscy są bardzo podekscytowani – mówił o nastrojach na wyspie przed przyjazdem prezydenta gubernator Portoryko Luis Fortuno. Służby miejskie w stolicy, San Juan, gorączkowo sprzątały i naprawiały ulice, po których miał przejechać Obama. Portorykańczycy żyjący na wyspie nie mają prawa głosu w wyborach prezydenta USA, który jest głową ich państwa. Opinie Portorykańczyków mają jednak coraz większe znaczenie dla amerykańskich polityków w wyścigu do Białego Domu. Już teraz w USA mieszka ich bowiem 4,5 miliona, czyli więcej niż na wyspie. Ci, którzy osiedlają się w którymś z amerykańskich stanów, mogą głosować w wyborach.
– Obama poleciał do San Juan po to, by zdobyć głosy Portorykańczyków mieszkających na Florydzie – mówi „Rz" dr Susan Kaufman Purcell, dyrektor Center for Hemispheric Policy w Miami. – W naszym stanie, który ma kluczowe znaczenie dla zwycięstwa w wyborach, żyje 850 tysięcy Portorykańczyków. Zalicza się on przy tym do tak zwanych stanów obrotowych, w których raz wygrywają demokraci, a raz republikanie. Niewykluczone, że to Floryda zadecyduje w 2012 roku o tym, kto zostanie prezydentem. Tak jak w 2000 roku, gdy wygrał Bush.
O wyborców z Portoryko gorąco zabiegają również rywale Obamy. Jeden z republikańskich kandydatów na prezydenta Tim Pawlenty wymienił gubernatora Fortunę jako potencjalnego kandydata na wiceprezydenta w przyszłorocznych wyborach.W Białym Domu działa Zespół Zadaniowy ds. Statusu Portoryko, który już teraz określa wyspę jako część Stanów Zjednoczonych – zgodnie z opinią większości Portorykańczyków. W parlamencie wyspy dominuje obecnie Nowa Partia Postępowa (PNP), która opowiada się za jej przekształceniem w 51. stan USA. Z tego ugrupowania pochodzi wybrany w powszechnych wyborach gubernator Fortuno. Główny rywal PNP, Ludowa Partia Demokratyczna (PPD), zabiega o utrzymanie obecnego statusu wyspy. – W Portoryko działa też partia niepodległościowa, ale ma poparcie zaledwie kilku procent mieszkańców – mówi dr Purcell.
Większość wyspiarzy uważa, że wsparcie Waszyngtonu jest istotne dla pomyślnego rozwoju ich kraju. Panuje w nim wysokie, 16-procentowe bezrobocie, bardzo wysokie są też wskaźniki przestępczości. Roczny dochód na głowę mieszkańca wynosi 24 tys. dolarów, podczas gdy w USA – 47 tys. Zespół w Białym Domu opracowuje rekomendacje dla wyspy dotyczące rozwoju ekonomicznego, edukacji, ochrony zdrowia itd. Część mieszkańców twierdzi jednak, że są to działania na pokaz, których celem jest przypodobanie się ich rodakom żyjącym w USA. Podobnie mówią niektórzy o przyjeździe Obamy. – To wizyta z gatunku public relations. Nie jestem z niej zadowolony – oświadczył senator Cirilo Tirado z Ludowej Partii Demokratycznej.