Tłumaczyły to względami bezpieczeństwa. Odpowiedzialność za decyzję wziął na siebie minister spraw wewnętrznych i wicepremier Serbii Ivica Dačić, który ostro zaprotestował przeciwko "wtrącaniu się Unii Europejskiej w wewnętrzne sprawy jego kraju".

– Niestety, staliśmy się zbyt ulegli wobec zagranicznych szantaży – dodał. – Można nas szantażować wszystkim. (...) Kiedy zadzwonili do mnie [dyplomaci UE – red.] myślałem, że chodzi im o sytuację w Kosowie – a tu parada! Niewykluczone, że tak kategoryczne stanowisko ministra stanowiło ukłon w  stronę społeczeństwa Serbii, szczególnie zaś Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, po niedawnych nie- pokojach na  północy Kosowa. W ubiegłym roku Dačić, który kieruje resortem spraw wewnętrznych od trzech lat, nie zakazał bowiem organizacji parady. 10 października 2010 r. manifestanci w Belgradzie zostali zaatakowani przez prawie 6 tysięcy przeciwników parady. W trakcie zamieszek rannych zostało 132 policjantów. Brak przyzwolenia społecznego na tego rodzaju parady obserwowany jest głównie w krajach środkowo- i wschodnioeuropejskich. W Sofii, Wil- nie, Rydze i Warszawie zaczęto je organizować dopiero od kilku lat. W Tiranie, Sarajewie i Skopje dotąd nie podejmowano takich prób. W Moskwie i Petersburgu kończyły się one zamieszkami.