Korespondencja z Rzymu
Dowodzi tego sprawa aresztowanego na podstawie fałszywych oskarżeń o współpracę z mafią króla mozzarelli Giuseppe Mandary, który właśnie wyszedł na wolność.
Mandara, którego firma dziennie rozprowadza we Włoszech i eksportuje 20 ton słynnego sera, został aresztowany 17 lipca. Zdjęcia obiegły cały świat wraz informacją, że Mandara współpracował z camorrą i fałszował recepturę. Kamieniem węgielnym oskarżenia były zeznania jednego z aresztowanych bossów, Augusta La Torre. Twierdził, że firma Mandary powstała 30 lat temu dzięki pieniądzom klanu kamorry Casalesi, do którego de facto należy. Na tej podstawie prokuratura obłożyła sekwestrem firmę i szacowany na ponad 100 mln euro majątek przedsiębiorcy.
Po ponad dwóch tygodniach sędzia śledczy nakazał umorzyć sprawę i wypuścić Mandarę na wolność. Jak się okazało, rzekomo współpracujący z policją gangster kłamał, bo chciał się zemścić za to, że król mozzarelli odmówił płacenia haraczu. Trudno też odrzucić podejrzenia, że kamorra chciała w ten sposób przejąć biznes Mandary.
We Włoszech znów pojawiły się wątpliwości co do roli prokuratury i instytucji świadka koronnego. Powstała w 1974 r. jako narzędzie walki z lewackim terroryzmem, by z biegiem czasu objąć swym zasięgiem również skruszonych gangsterów. Zeznania Tomasso Buscetty, pierwszego z bosów cosa nostry, który poszedł na współpracę z policją, doprowadziły do tzw. maksiprocesu, w którym w 1987 r. skazano 360 gangsterów. Mafia do dziś karze śmiercią zdrajców i ich rodziny (Buscetta stracił dwóch synów, brata i wnuka). Za to niezłomni w śledztwie i odsiadujący wyroki mafiosi mogą liczyć, że organizacja otoczy ich rodziny i bliskich wszelką opieką z wypłatą miesięcznych „pensji" włącznie. Z biegiem czasu organizacje mafijne nauczyły się wykorzystywać instytucję świadka koronnego (po włosku pentito – ten, który żałuje za grzechy) do własnych celów. Casus Mandary to jeden z bardzo wielu takich przypadków.