Nieudany rajd na Dieppe

Desant w rejonie miasteczka Dieppe w Górnej Normandii przeprowadzony przez sprzymierzonych 19 sierpnia 1942 r. zakończył się ich klęską

Publikacja: 19.08.2012 01:01

„Inwazja – cmentarz aliantów”, niemiecki plakat propagandowy kolportowany po alianckim rajdzie na Di

„Inwazja – cmentarz aliantów”, niemiecki plakat propagandowy kolportowany po alianckim rajdzie na Dieppe, 1942 r.

Foto: bridgeman art library

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

, z dodatku "Bitwy i wyprawy morskie"

Straty wojsk brytyjsko-kanadyjskich wspartych m.in. przez sześć polskich dywizjonów lotniczych i jednostki marynarki wojennej, w tym ORP „Ślązak", wyniosły 4 tys. żołnierzy, 106 samolotów, 30 czołgów i jeden niszczyciel; Niemcy stracili 600 żołnierzy i 48 samolotów.

Oficjalnie desant przeprowadzono po to, by się zorientować w niemieckich możliwościach obrony wału atlantyckiego. W istocie cel był podwójny i tak go określił na łamach „Zeszytów Historycznych" Instytutu Literackiego w Paryżu (zeszyt 88 z 1989 roku) w rozmowie z prof. Januszem K. Zawodnym komandor podporucznik Wilhelm K. Pacewicz, wtedy zastępca dowódcy „Ślązaka", którym był komandor Romuald Nałęcz-Tymiński:

„Dowództwo brytyjskie chciało przede wszystkim pokazać nieprzyjacielowi, że jest zorganizowane, jeśli chodzi o połączone działania morskie, wojska i lotnictwa. A poza tym, ze względu na nalegania Sowietów, trzeba było dać dowód, że przygotowania do stworzenia drugiego frontu są w pełnym toku. To, oczywiście, nie było prawdą, bo sami Brytyjczycy bez pomocy Amerykanów nie mogliby tego dokonać. Ale pokazali Amerykanom, że to musi być zrobione wspólnie z nimi, na olbrzymią skalę, która będzie wymagać wielkich wysiłków i przygotowań".

Błędy popełnione przez dowództwo całego desantu sprawiły, że cena tej, w gruncie rzeczy, manifestacji okazała się nazbyt wysoka. Duże straty pod Dieppe poniosły marynarki wojenne – brytyjska, francuska i polska. W sumie straciły 500 zabitych, rannych i zaginionych. Na „Ślązaku", którego załoga liczyła 135 osób, zginęło trzech marynarzy, a 13 zostało rannych, sam okręt zaś doznał poważnych uszkodzeń.

Profesor Zawodny rozmawiał też z dowódcą „Ślązaka" Romualdem Nałęczem-Tymińskim, który tak relacjonował to, co na okręcie działo się 19 sierpnia 1942 roku:

„ORP »Ślązak«, będąc w osłonie rajdu na Dieppe, już od godziny 4.45 dostał się pod ogień nieprzyjacielskich baterii, a wkrótce potem pod ataki samolotów Luftwaffe. Nie mógł nawiązać walki z bateriami w obawie rażenia własnych oddziałów wojska. Natomiast w walce z samolotami do godziny 10.37 zestrzelił jednego dorniera 217 i uszkodził kilka innych. Wziął też na pokład z barek desantowych i z morza kilkudziesięciu żołnierzy kanadyjskich, przeważnie rannych, marynarzy Royal Navy, oraz pięciu marynarzy niemieckich.

Kiedy dowództwo operacji zdało sobie sprawę z beznadziejności sytuacji na lądzie, postanowiło zrobić wysiłek, aby ewakuować z lądu jak największą liczbę własnego wojska. W tym celu niszczyciele otrzymały rozkaz podejścia pod brzeg i zadymienia przestrzeni przed plażami, aby osłonić wycofujące się barki i motorówki.

»Ślązak« był usytuowany naprzeciw zachodniej części promenady miasta Dieppe i o godzinie 10.37 na swoim odcinku rozpoczął dymienie z fumatora i komina oraz rzucanie do wody pław dymnych na punktach zwrotów".

Z opowieści dowódcy „Ślązaka" wynika, że okręt musiał posuwać się wolno, z maksymalną szybkością 12 węzłów. Gdy Niemcy nasilili ataki lotnicze, dokonano zestrzelenia drugiego dorniera 217, nadleciały jednak trzy bombardujące myśliwce F.W. 190 i obsypały „Ślązaka" ogniem z działek pokładowych. Zrzucone bomby szczęśliwie eksplodowały w wodzie po obu stronach okrętu, ale spowodowały poważne uszkodzenia sieci przekaźniczych oraz instalacji w maszynowni i dziale nawigacyjnym.

Walka trwała do godziny 17. W sumie na pokład „Ślązaka" przetransportowano 85 rozbitków, którymi zajął się lekarz okrętowy porucznik Stanisław Drozdowski. Jak wspominał Wilhelm K. Pacewicz, miał on pełne ręce roboty aż do wieczora, gdy uszkodzony „Ślązak" powrócił do portu w Portsmouth. Nikt z rannych nie umarł w trakcie powrotu do bazy.

Romuald Nałęcz-Tymiński zapamiętał postawę dwóch swoich marynarzy. Pierwszym był bosmanmat Wincenty Sawczyc, który przed rajdem na Dieppe zachorował i znalazł się w szpitalu, skąd wypisano go z zaleceniem dwutygodniowego urlopu zdrowotnego. Gdy się dowiedział, że „Ślązak" ma uczestniczyć w desancie, zgłosił się do dowódcy z prośbą: „Panie komandorze, ja nie potrzebuję urlopu, ja nie mogę dekować się, kiedy okręt idzie na poważną operację".

Wśród załogi „Ślązaka" był również ochotnik ze Stanów Zjednoczonych, ponadtrzydziestoletni Gerard Senkowski, podobno wcześniej podoficer Gwardii Narodowej. Na okręcie był zamkowym przy jednym z dział i pod Dieppe został ciężko ranny. „Słaniał się na nogach – wspominał dowódca „Ślązaka" – a kiedy działonowy chciał go podtrzymać, odtrącił go ze słowami: „zostaw mnie, idź strzelać". Odwiedziłem go w szpitalu w Portsmouth. Przedtem dowiedziałem się, że był Ukraińcem, nazywał się Senkow. Po zapytaniu, jak się czuje (był w ciężkim stanie, płuca przestrzelone), zadałem mu pytanie: „Słuchaj, Gerard, wytłumacz mi, co spowodowało, że ty, Ukrainiec, zgłosiłeś się na ochotnika do polskich sił zbrojnych?". – A on mnie zaskoczył, odpowiedział tak, jakby z książki wyjął: „A, bo panie komandorze, przecież my jesteśmy dziećmi jednej matki". – To była nadzwyczajna odpowiedź".

Komandor Nałęcz-Tymiński, w czasie wojny pływający na ORP „Błyskawica", „Ślązak" i „Conrad" oraz na patrolowcu „Pomerol", uznał rajd na Dieppe za najbardziej tragiczną akcję bojową, w jakiej wziął udział. Francuskie miasto zostało wyzwolone dwa lata później, we wrześniu 1944 r., przez wojska kanadyjskie.

Październik 2011

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

, z dodatku "Bitwy i wyprawy morskie"

Pozostało 99% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790