Samolot, którym leciała Ann Romney, musiał awaryjnie lądować, ponieważ czujnik ognia zasygnalizował istnienie dymu w kabinie.

- To naprawdę bardzo poważny problem - powiedział polityk dziennikarzom "Los Angeles Times".

-  Jeśli podczas lotu dojdzie do pożaru, zupełnie nie ma dokąd iść. A co, jeśli pasażerom zabraknie tlenu? Zupełnie nie rozumiem, dlaczego te okna się nie otwierają. - narzekał Romney. - To naprawdę bardzo niebezpieczne - podkreślił.