10 lat od wydarzeń w teatrze na Dubrowce

10 lat temu, 23 października 2002 roku, czeczeńscy terroryści zaatakowali moskiewski teatr na Dubrowce, biorąc około 700 zakładników. Okupacja trwała 58 godzin. 26 października o świcie rosyjskie siły specjalne przypuściły szturm na teatr. Do budynku wpuszczono gaz obezwładniający - fentanyl. Terroryści nie zdążyli zdetonować materiałów wybuchowych, ale gaz spowodował śmierć 129 zakładników. Zabici zostali wszyscy członkowie czeczeńskiego komanda: 41 osób, w tym 19 kobiet.

Publikacja: 23.10.2012 01:01

Red

Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus

Ograniczano informacje na temat gazu zastosowanego podczas operacji, przyczyny śmierci zakładników, warunków, w jakich podjęto decyzję o szturmie. Przedstawiciele władz posługiwali się stale kłamstwami i półprawdami.

Piątek, 25 października 2002

Na lotnisku czeka na mnie Mumin Szakirow, zaprzyjaźniony dziennikarz z moskiewskiej redakcji Radia Swoboda. Cały dzień spędził pod teatrem na Dubrowce, teraz zamienił go kolega. Od razu ruszamy do studia w centrum Moskwy. Pada ulewny deszcz, jedziemy powoli, obserwując wielokilometrowy korek, jaki uformował się w przeciwnym kierunku. Tak jest zawsze pod koniec tygodnia, gdy ludzie ruszają do swych podmiejskich dacz.

- Brakuje informacji, poza kordon milicyjny mogą przejść tylko dziennikarze I i II kanału telewizji - Mumin szybko opisuje warunki pracy przed teatrem na ulicy Mielnikowa. Nie, nie przeczuwamy, że za kilkanaście godzin będzie po wszystkim.

Jest jedenasta wieczór, ale w tej nadzwyczajnej sytuacji na żadne telefony nie jest za późno. Będziemy na antenie rozmawiać z Iwanem Rybkinem, byłym szefem parlamentu rosyjskiego i sekretarzem Rady Bezpieczeństwa z czasów Jelcyna. Latem apelował do prezydenta Putina o podjęcie rozmów pokojowych z Czeczenami, spotykał się z przedstawicielami prezydenta Maschadowa w Liechtensteinie.

- Wzięcie zakładników na spektaklu "Nord-Ost" to zbrodnia. Ale trzeba też rozumieć, skąd bierze się desperacja Czeczenów - Rybkin mówi szybko i emocjonalnie. - Wojna w Czeczenii trwa już prawie dziesięć lat. Codziennie wybuchają tam miny, giną ludzie. Teraz te działania ogarnęły Moskwę.

Jego zdaniem, było to do przewidzenia. Z Czeczenii, mimo zarządzonej przez władze blokady mediów, stale napływają informacje o nowych okrucieństwach. Ludzie przepadają bez śladu. Ciała ofiar są okaleczane i palone. Zniszczenia w Groznym można porównać z ruinami Stalingradu. Rybkin ostrzegał Kreml. Krzyczeli publicyści, tacy jak Anna Politkowska, Andriej Babicki. Plan pokojowy zgłosił we wrześniu były premier Jewgienij Primakow, doświadczony polityk o dużym autorytecie. Nie trzeba nadzwyczajnej wyobraźni, by dostrzec, że zdesperowani Czeczeni są gotowi na wszystko.

Oficjalnym statystykom nie można wierzyć. Komitet Matek Żołnierzy doliczył się 15,5 tysiąca żołnierzy rosyjskich poległych w Czeczenii, blisko 4 razy więcej, niż podają źródła oficjalne. Liczba zabitych po stronie czeczeńskiej wynosi 80 tysięcy, 35 tysięcy ludzi zaginęło bez wieści. Najbardziej irytuje Rybkina posługiwanie się przez Kreml retoryką antyterrorystyczną, wiązanie wojny na Kaukazie ze światową kampanią przeciw terrorowi. W jego oczach Czeczeni - tak jak katolicy z Irlandii Północnej - są separatystami, dążą do niepodległości. W takiej sytuacji konieczne jest uregulowanie polityczne, więc Putin powinien uczyć się u Tony'ego Blaira.

- Kreml jednak twierdzi, że po stronie czeczeńskiej nie ma partnera do rozmów - Rybkinowi przerywa mój przyjaciel Szakirow.

- To nieprawda. Trzeba rozmawiać z Maschadowem, to legalnie wybrany prezydent. Czeczeni znów powołali Radę Obrony Narodowej, weszli do niej nawet najbardziej radykalni dowódcy, tacy jak Szamil Basajew. Żaden z partyzantów na Kaukazie nie kwestionuje jej pełnomocnictw. Maschadow już w lecie proponował zawieszenie broni, gwarantował, że ataki na posterunki rosyjskie i wybuchy bomb ustaną, gdy tylko zostaną podjęte rozmowy. Putin - przypomina Rybkin - zaraz po objęciu władzy oświadczył, iż nie interesuje go status Czeczenii, najważniejsza dla niego jest integralność terytorialna Rosji. Nigdy później nie powtarzał tej formuły, a warto, by sobie o niej przypomniał.

Zdaniem Rybkina, prezydenta Rosji otaczają doradcy zainteresowani utrzymaniem wysokich wskaźników jego popularności, co paraliżuje tego polityka, uniemożliwia mu podejmowanie trudnych decyzji. Co gorsza, dla Putina najbardziej wiarygodnym źródłem informacji pozostają służby specjalne. - Znam - mówi Rybkin - najlepszych w Rosji ekspertów w dziedzinie konfliktów etnicznych. Jednak ich opinie nikogo na Kremlu nie interesują.

Kiedy wychodzimy z redakcji, jest blisko pierwsza w nocy. Do szturmu pozostały godziny.

Sobota, 26 października 2002, piąta rano

Zatrzymałem się u przyjaciół. Lena z Igorem są właścicielami dobrze prosperującej firmy konsultingowej. Rozmawiamy do późna w nocy przy włączonym telewizorze. Słyszymy o kolejnych nieudanych próbach podjęcia rozmów. Na pytanie, jak to możliwe, że komando złożone z ponad 50 terrorystów przygotowało i przeprowadziło w stolicy Rosji tak skomplikowaną operację, Igor odpowiada podniesionym głosem.

- Od blisko dziesięciu lat prowadzimy na Kaukazie wojnę. Zginęły tysiące ludzie. Gdzie są nasz wywiad i kontrwywiad? Prezydent tego kraju jest oficerem wywiadu, całe pokolenia wychowały się w Rosji w atmosferze kultu bohaterów cichego frontu. Informacje można kupować, zdobywać siłą i szantażem, wszystkie metody są usprawiedliwione, jeśli dzięki nim można zapobiec tragedii takiej jak ta...

Tej nocy śpimy krótko. Pierwsza tknięta dziwnym przeczuciem obudziła się Lena. Mechanicznie włączyła radio, stację Echo Moskwy, oprzytomniała, gdy usłyszała słowo gaz. O jego użyciu opowiedział radiostacji jeden z zakładników, z którym udało się na sekundę nawiązać kontakt telefoniczny. Przez następne dwie godziny słowo to nie padło ani razu więcej. Wypełniając polecenie władz, wszystkie programy radiowe i telewizyjne zachowują milczenie i nie wspominają o prowadzonym szturmie.

Po ósmej obraz sytuacji staje się jaśniejszy, przedstawiciele różnych instytucji informują o nowych szczegółach.

Prawie zakończono wywożenie zakładników do szpitali, gdy przed kamerami stanął wicemer Moskwy Walery Szancew. Przed laty sam był ofiarą gangsterskiego zamachu i przeżył cudem. Artykułuje wyrazy z trudem, niewyraźnie, widać, że jest nietrzeźwy. Widocznie zaraz po szturmie w sztabie operacji napełniono kieliszki - Rosja nie zna lepszego od wódki lekarstwa na stres.

- Gaz? Jaki gaz? Ja tam żadnego gazu nie widziałem - z jego bełkotliwej odpowiedzi śmieje się potem cała Moskwa. Ale - dodaje - byłem na sali i widziałem trupy terrorystów. Osobiście uścisnąłem dłoń pułkownikowi Alfy, który zastrzelił szefa tej bandy, Barajewa. - Szancew nie mówi jednak, że strzał w skroń oddano do terrorysty uśpionego gazem.

Wreszcie współpracownikom udaje się odciągnąć szefa sprzed kamer. Następnego dnia władze miasta poinformują, iż wiceburmistrz zachowywał się tak dziwnie z powodu przemęczenia. Nie spał całą noc, a poprzedniego leciał 14 godzin samolotem ze stolicy Malezji.

Sobota, 26 października 2002, godz. 16.00

Udaje mi się dodzwonić do Iwana Rybkina. Interesuje mnie jego ocena wydarzeń.

- Szturm był przedwczesny. Nie wyczerpano wszystkich możliwości pokojowego uwolnienia zakładników.

Tuż przed atakiem pośrednicy na zlecenie Kremla pytali go, czy byłby gotów podjąć się mediacji. Do Moskwy przyleciał też wezwany z Kaukazu generał Kazancew, kolejny kandydat do negocjacji z terrorystami. Ale Rybkin jest pewien, że Putin od razu był zdecydowany rozwiązać kryzys przy użyciu siły.

- Wszystko tłumaczy statystyka. W czasach Gorbaczowa zaledwie 3,6 procent działaczy aparatu władzy wywodziło się ze służb specjalnych, za Jelcyna odsetek ten wzrósł do 11 proc. Teraz wynosi 26 proc. Ci ludzie nie znają innego sposobu rozwiązywania sytuacji konfliktowych poza użyciem siły. Ja ich nie oskarżam - mówi Rybkin. - Tak ich nauczono. Jednak Rosji potrzebni są ludzie zdolni do prowadzenia rozmów, otwarci na kompromis i ugodę.

Niedziela, 27 października 2002

Wielu ze znajomych dziennikarzy, publicystów, polityków nie ma czasu chodzić na spotkania. Siedzą przy komputerze i spieszą się, by zdążyć z materiałami do najbliższych wydań swoich pism. Z Sanobar Szermatową rozmawiamy przez telefon dwie godziny. Jej tygodnik "Moskowskije Nowosti" wciąż nie utracił zdobytej w czasie pierestrojki reputacji pisma o charakterze demokratycznym. Sanobar jest także ekspertem Fundacji Carnegie, specjalizuje się w sprawach Kaukazu i Azji Środkowej. Bardzo ważne, jej zdaniem, by nie dać się zwieść pozorom. Z oświadczeń terrorystów nie wynika, kto i dlaczego zorganizował całą operację. Dlaczego na czele grupy terrorystów wysłano do Moskwy Mowsara Barajewa? Trudno było oczekiwać, że będzie w stanie porozumieć się z Rosją w jakiejkolwiek sprawie. Ale jego nazwisko stanowi swoisty znak firmowy. Wuj Mowsara, Arbi, był znany całemu światu z okrucieństwa i handlu zakładnikami.

Sanobar tego w gazecie na razie nie napisze, ale może cała ta historia ma związek z permanentną w Rosji wojną o władzę? Może warto sobie przypomnieć o zamieszkałym w Londynie miliarderze Borysie Bieriezowskim i jego konflikcie z prezydentem Putinem? Moskiewski sąd wydał właśnie nakaz aresztowania Bieriezowskiego. Na podstawie międzynarodowego listu gończego można będzie zażądać od władz brytyjskich, by go zatrzymały.

Poniedziałek, 28 października 2002

Wizyta w moskiewskiej służbie spasienija. Pod jej numer telefonu 911 mieszkańcy stolicy telefonują w razie poważniejszych wypadków i awarii. Obok zawodowych ratowników z przygotowaniem technicznym służba zatrudnia także personel medyczny.

Niewielki pokryty blachą pawilon w rejonie stacji metra Proletarska. Na Dubrowkę ratowników wezwano natychmiast po ataku terrorystów. Jeden z ratowników wybił okno i pomógł w ucieczce z teatru grupie kilkunastu widzów. Olga Sarpowa od półtora roku jest starszym lekarzem służby. Po trzech nocach spędzonych w samochodzie zaparkowanym na ulicy Mielnikowa jako jedna z pierwszych weszła po szturmie do teatru. Wiedziała, że nie zobaczy wiele krwi i że trzeba będzie ratować ludzi zatrutych gazem.

W ciągu półtorej godziny zrobiła kilkadziesiąt zastrzyków dożylnych. Martwych pozostawiano na sali, żywych, u których wyczuwała puls i oddech, wynoszono na powietrze. Czerwienieje ze złości, gdy opowiada o chaosie organizacyjnym.

- Nikt nam nie podał nazwy gazu. W sali brakowało zastrzyków z antidotum. Kierowcy autobusów nie znali trasy do poszczególnych szpitali. Zanim przyjechali na miejsce, błądzili po mieście. Niektórym ofiarom zastrzyki robiono po kilka razy. Nikt nie pomyślał o tym, by wyniesionych na zewnątrz ludzi po iniekcji jakoś oznaczyć.

Po akcji w teatrze Olga wróciła do pracy. Sama wybrała pełną 24- -godzinną zmianę. W mieście stale się coś dzieje, telefon dzwoni bez przerwy. Dzięki temu mogła nie myśleć o dziesiątkach zagazowanych ludzi. Obraz sali z setkami nieprzytomnych ofiar stanął jej przed oczami, gdy w niedzielę jechała do domu. Po drodze zrobiła zakupy, potem zabrała się do prania i gruntownego sprzątania idealnie czystego mieszkania. To dla niej najlepszy sposób na odzyskanie równowagi po spotkaniu ze śmiercią niewinnych ludzi.

Wtorek, 29 października 2002

Jacha Niesierchajewa przyjechała do Moskwy z Groznego dwa lata temu. Na mieszkanie na peryferiach stolicy złożyła się cała rodzina. Przez zawieruchę wojenną Jacha nie znalazła męża. Teraz myśli głównie o tym, jak pomóc pozostałym w Czeczenii krewnym. Tam nie da się żyć, Jacha oszczędza na wszystkim, dzięki temu jest w stanie od czasu do czasu wysłać im jakieś pieniądze.

Na co dzień pracuje w hurtowni papierosów na Dworcu Jarosławskim, lepszej pracy nie udało się jej znaleźć. Wystarczy, że w kadrach w rubryce narodowość w paszporcie przeczytają: czeczeńska. Zaraz mówią, że nikogo nie potrzebują. Tydzień w biurze, potem tydzień w domu. 150 rubli, 5 dolarów, to minimum, jakie gwarantuje pracodawca, dodatkowy zarobek zależy od obrotów. Kiedy wypada jej wolne, najchętniej spotyka się z ormiańską przyjaciółką, Iriną. Przyjaźnią się jeszcze z Groznego. Piją herbatę, oglądają telewizję, czasem szarpną się na czekoladki, wspominają dzieciństwo oraz młodość w bezpiecznym i sytym Groznym z czasów radzieckich.

Od czasu do czasu do Jachy przyjeżdża Gala, koleżanka z Uchty na północnym Uralu. Poznały się kilkanaście lat temu, kiedy Jachę skierowano tam na praktykę. Takie odwiedziny to dla obu kobiet prawdziwe święto. Wybierają się do teatru, na koncert. Bilety na "Nord-Ost" kupiła Gala, która od swojej siostry z Syktywkaru usłyszała, że w stolicy to obecnie największa atrakcja.

Przeżyły obie, Gala czuje się już lepiej i niedługo wyjdzie ze szpitala.

Jachę tak jak 300 innych zakładników przywieziono do szpitala numer 13. Była ubrana w czarne spodnie, nowy dopiero co kupiony czarny sweter. Położono ją w niewielkiej dwuosobowej salce nr 207. Pielęgniarki nie dawały sobie rady, było ich za mało i Jachą zajęła się sąsiadka, starsza pani chora na serce. Bulwarowa gazeta "Żyzń" opisuje, jak staruszka rozcierała jej lodowate stopy i dłonie. Drugiego dnia w sali pojawił się oficer śledczy, potem dwie funkcjonariuszki pobrały od Czeczenki odciski palców i obcięły jej kosmyk włosów. Wieczorem po kolacji, choć ledwie powłóczyła nogami, zabrali ją milicjanci.

- Zawieźli ją do więziennego szpitala numer 20 - najbliższa przyjaciółka Jachy Irina i aktywistka Stowarzyszenia Inguszy w Moskwie Mariam Jandijewa przyszły właśnie do redakcji znanej z odważnych artykułów "Nowej Gaziety". Siedzą na korytarzu, na kolanach trzymają pliki pogniecionych papierów. Poruszą niebo i ziemię, by wyciągnąć z tarapatów niewinną przyjaciółkę.

- Jaka z niej terrorystka? To jakiś absurd - płacze Irina. Rano była w prokuraturze, by dowiedzieć się o jej los. Prokurator cały czas patrzył w sufit. - Wobec terrorystów nie musimy stosować zwykłych procedur - oświadczył.

- Słyszał pan ostatnie oświadczenie Putina? Było takie agresywne. Oni już wiedzą, że mają znaleźć wśród Czeczenów zamieszkałych w Moskwie komórkę al-Qaidy. Takie jest zapotrzebowanie z góry. I znajdą.

Jeden z dziennikarzy Nowej Gaziety" nie szczędzi obu kobietom ostrych pytań.

- Terroryści mogli ją szantażować, zmusić... Mogli zapłacić, zagrać na uczuciach... Utrzymywała kontakty, o których wy możecie nie mieć pojęcia...

Irina i Mariam zapalają papierosy, ze zdenerwowania trzęsą im się ręce. Jeśli i tu im nie wierzą...?

- Przecież Jacha jest niewinna, niewinna - Irina powtarza przez łzy. - To Gala namówiła ją, by kupić bilety.

Nagle ulga. Jest jakaś nadzieja. - "Nowaja Gazieta" - obiecuje dziennikarz - zainteresuje się jej losem.

Środa, 30 października 2002

Coraz więcej wiadomości o poległych zakładnikach. Odbywają się pierwsze pogrzeby. Tragiczne ludzkie historie chwytają za gardło. Amerykanin z Oklahomy Sandy Booker i Swietłana Gubariewa z Karagandy w Kazachstanie poznali się przez Internet. On 49 lat, elektryk w fabryce General Motors, ona 45, inżynier programista. W 1995 roku Sandy cudem przeżył zamach bombowy w Oklahoma City.

Oboje rozwiedzeni, korespondowali przez siedem miesięcy. Postanowili się pobrać. Na spotkanie w Moskwie Swietłana przyleciała z 13-letnią córką Saszą. 23 października odebrała zgodę na wyjazd do Stanów. O nowym życiu myślała z nadzieją. Chyba to Sasza wpadła na pomysł, by wybrać się na "Nord-Ost". Żadne z nich niczego nie przeczuwało. Przeżyła tylko Swietłana. Los odebrał jej córkę i narzeczonego. Jechać teraz do Ameryki? Po co? - nie przestaje płakać.

Telewizja RTR pokazuje kadry z pogrzebu pary młodych aktorów musicalu "Nord-Ost". Podczas okupacji sali Kristina Kurbatowa i Arsienij Kurilenko prawie przez cały czas trzymali się za ręce.

- To była pierwsza dziecięca miłość - mówi ojciec 14-letniego Arsienija. W spektaklu grali główne role. Ich bohaterowie zakochali się w sobie w podobnym wieku. Choć stracili kontakt, ich uczucie nie wygasło przez lata. Zwyciężyła wierność. Po latach spotykają się znów. Ich marzenia się spełniają.

O przyjęcie do zespołu musicalu było bardzo trudno. Oboje przeszli wielostopniowe eliminacje. Trzynastoletnia Kristina od przedszkola marzyła o zawodzie aktorki. Arsienij, jak opowiadają koledzy z klasy, bagatelizował swój sukces. - "Nord-Ost" - tłumaczył im - to miejsce, gdzie spotkał Kristinę, sam w przyszłości zamierzał zostać podróżnikiem. Wołodia, kolega z dziecięcej części zespołu aktorskiego, przez 56 godzin siedział obok nich. Teraz leży wciąż na intensywnej terapii. Kiedy odzyskał przytomność, relacjonuje jego ojciec, natychmiast zapytał o przyjaciół. Wieńce, kwiaty, świece, duże fotografie Kristiny i Arsienija. Władze zapowiedziały, że jeśli musical "Nord-Ost" zostanie wznowiony, udzielą producentom pomocy finansowej. Jego bohaterowie, Sasza i Katia, mogą jeszcze zmartwychwstać. Kristina i Arsienij już nie.

Czwartek, 31 października 2002

Pytania, pytania, pytania. W moskiewskiej prasie mnóstwo interesujących artykułów. Borys Kagarlicki, znany socjolog i publicysta, alarmuje, iż Kreml wykorzystuje atak terrorystów i śmierć ponad setki zakładników, żeby narzucić mediom ograniczenia podobne do tych, które od dawna obowiązują w samej Czeczenii. Ograniczając informacje na temat gazu zastosowanego podczas operacji, przyczyny śmierci zakładników, warunków, w jakich podjęto decyzję o szturmie, przedstawiciele władz posługiwali się stale kłamstwami i półprawdami. Usiłowano narzucić mediom taką wersję przebiegu zdarzeń, jaka odpowiadała Kremlowi coraz bardziej zaniepokojonemu rosnącymi w społeczeństwie nastrojami antywojennymi. Teraz jest jasne, iż nie ma mowy o rozmowach pokojowych. Dopóki u władzy będzie obecny prezydent oraz jego administracja, twierdzi Kagarlicki, w Czeczenii będzie toczyć się wojna.

Anna Politkowska w "Nowej Gazietie" opowiada o swych nocnych rozmowach z terrorystami. Kiedy stara się wyjednać u nich zgodę na dostarczenie zakładnikom jedzenia, w odpowiedzi słyszy: "naszym rodakom nikt nie daje jeść w czasie czystek". Może przynajmniej gotowi byliby uwolnić dzieci? Nie ma mowy "podczas czystek zabieracie nasze dzieci od 12 lat, teraz my będziemy trzymać wasze". Skąd wzięło się terrorystyczne komando Mowsara Barajewa? Od wielu miesięcy - tłumaczy publicystka - czeczeńskie oddziały partyzanckie pozbawione są kontaktu z "wirtualnym" prezydentem Czeczenii Asłanem Maschadowem. Jedne rozpadają się, inne radykalizują, czują, że muszą coś zrobić. Stąd pomysł rajdu na Moskwę. Jeśli Kreml nie podejmie rozmów, powtarza swoje ceterum censeo, "jesteśmy - ostrzega - skazani na powtórkę CNord-OstuČ".

Przed wyjazdem z Moskwy ostatni telefon do byłego szefa Dumy Państwowej Iwana Rybkina. Rozmawiamy o Politkowskiej i jej ostatnich wystąpieniach. Wierzy w jej intuicję.

Listopad 2002

Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus

Ograniczano informacje na temat gazu zastosowanego podczas operacji, przyczyny śmierci zakładników, warunków, w jakich podjęto decyzję o szturmie. Przedstawiciele władz posługiwali się stale kłamstwami i półprawdami.

Pozostało 99% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021