Bitwa pod Passchendaele. Ofensywa utopiona w błocie

Trzecia bitwa pod Ypres, zwaną także bitwą pod Passchendaele - jedna z najkrwawszych bitew I wojny światowej - toczona była od końca lipca do początków listopada 1917 r. Dziś mija 95 lat od jej zakończenia

Publikacja: 06.11.2012 00:01

Kanadyjczycy w błotnym piekle pod Passchendaele

Kanadyjczycy w błotnym piekle pod Passchendaele

Foto: ARCHIWUM „MÓWIĄ WIEKI”, zbiory autora

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej", z dodatku "Batalie i wodzowie"

Głównodowodzący siłami brytyjskimi generał Douglas Haig dążył do zdobycia portów belgijskich. Datę ofensywy wyznaczono na podstawie prognoz meteorologicznych, licząc na kilka tygodni bez deszczu. Jak pokazywały dane z ostatnich 80 lat, istniało duże prawdopodobieństwo, że o tej porze roku nie będzie padało przez trzy tygodnie. Te nadzieje zdawał się potwierdzać wyjątkowo suchy lipiec. Prognoza okazała się chybiona.

Siły brytyjskie, w tym Australijczycy i Kanadyjczycy, od początku atakowały w padającym deszczu. Przez pierwsze dwa tygodnie sierpnia lało nieustannie, zamieniając cały teren w krainę błota. Walczono w iście księżycowym krajobrazie kraterów różnej szerokości i głębokości oraz kikutów drzew, poprzecinanym zasiekami i okopami, gdzie tu i ówdzie widniały ruiny budynków zredukowanych w toku walk niemal do samych fundamentów. Kilkakrotnie podczas tej bitwy z powodu rzęsistego deszczu i głębokiego błota przesuwano daty kolejnych natarć. Ziemia była tak nasiąknięta wodą, że nie wchłaniała już krwi poległych.

Żołnierze w błocie walczyli, ginęli, tonęli, odpoczywali i spali. Za schronienie i miejsce nocnego odpoczynku nacierającym aliantom służyły niezalane do końca (bo suchych oczywiście nie było) leje. Karabiny oblepione błotem stawały się bezużyteczne. W takiej sytuacji pozostawały bagnety, granaty ręczne i saperki. Ranni, którym na czas nie zdołano pomóc, a ich stan uniemożliwiał im na samodzielne poruszanie się, często tonęli.

Zresztą tonęli i całkiem sprawni. Olbrzymie, mające średnice nawet do 10 m, napełnione po brzegi mętną wodą leje stanowiły śmiertelną pułapkę dla żołnierzy, mających na sobie wyposażenie i sprzęt ważący ponad 30 kg. Nigdy nie można było bowiem stwierdzić, czy to zwykła kałuża, czy też dół głębokości kilku metrów. Z kolei osoby próbujące wydostać się z błotnej matni stanowiły łatwy cel dla snajperów.

Jak pisał brytyjski porucznik Edwin Vaughan „Wstałem i wyjrzałem z mojego leja przed siebie. Nic tylko posępny bezmiar błota i wody, żadnych pozostałości cywilizacji, tylko leje po pociskach […] I wszędzie ciała Niemców i Anglików w rożnych stopniach rozkładu”.

Szlam psuł żywność. Ograniczał skuteczność artylerii. Po dostarczeniu pocisków na stanowiska ogniowe przed użyciem musiały być oczyszczone z błota. Jeśli udało się oddać strzał, to z powodu miękkiego podłoża siła odrzutu przesuwała lawetę tak, że działo zmieniało pozycję. Utrudniało to ponowne wycelowanie i prowadzenie szybkiego ognia. W mokrym gruncie pociski artyleryjskie grzęzły, często nie eksplodując, a jeśli już – to z mniejszą siłą rażenia.

Od samego początku bitwy za piechotą nie nadążały brytyjskie czołgi. Użyto ich mimo ostrzeżeń, że teren nie nadaje się dla tej broni – ziemia była zryta lejami i rozmokła. Dodatkowo teren przed natarciem został ostrzelany huraganowym ogniem przez własną artylerię, powodując dodatkowe leje. Zdesperowane załogi tych prawie trzydziestotonowych kolosów na darmo usiłowały ruszyć je z miejsca. Aby wydobyć czołgi z grzęzawisk łopatami wyrównywano teren, a pod gąsienice kładziono drewniane kłody, obrobione na kształt podkładów kolejowych.

Na linię natarcia zaopatrzenie dostarczano niemal wyłącznie dzięki mułom i koniom. Jeśli ześlizgnęły się z drewnianych pomostów, tonęły. Pomosty zaś znajdowały się pod stałym ostrzałem niemieckiej artylerii i lotnictwa. Piloci, lecąc na niskich pułapach, ostrzeliwali je z broni pokładowej, siejąc wśród żołnierzy spustoszenie. Morale wojsk nacierających pod Ypres ze względu na olbrzymie straty, fatalną pogodę i minimalne postępy było niskie. Haig do końca wierzył w sukces, opierając się na zbyt optymistycznych meldunkach nadsyłanych z frontu. Nie chciał słyszeć o przerwaniu natarcia. Dopiero gdy 6 listopada Kanadyjczycy, tracąc w ostatnim szturmie ponad 2 tys. ludzi, zdobyli w końcu Passchendaele, ukontentowany Haig ogłosił zwycięstwo.

Styczeń 2009

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej", z dodatku "Batalie i wodzowie"

Głównodowodzący siłami brytyjskimi generał Douglas Haig dążył do zdobycia portów belgijskich. Datę ofensywy wyznaczono na podstawie prognoz meteorologicznych, licząc na kilka tygodni bez deszczu. Jak pokazywały dane z ostatnich 80 lat, istniało duże prawdopodobieństwo, że o tej porze roku nie będzie padało przez trzy tygodnie. Te nadzieje zdawał się potwierdzać wyjątkowo suchy lipiec. Prognoza okazała się chybiona.

Pozostało 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia