USA są po praz pierwszy skłonne sądzić,że reżim prezydenta Asada użył w czasie walk z rebeliantami broni chemicznej. Jak oświadczył Chuck Hagel, minister obrony w czasie swego pobytu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich wojska rządowe użyły broni chemicznej w "ograniczonych ilościach". Zaledwie kilka godzin wcześniej Hagel udowadniał ,że "podejrzenie to jedna sprawa ale dowody to rzecz zupełnie inna".

Oświadczenia Hagela potwierdził  Biały Dom, którego rzecznik powiedział:"amerykański wywiad sądzi  z różną dozą pewności, że reżim syryjski użył  broni chemicznej". Przekroczył tym samym "czerwoną linię" o której mówił wcześniej prezydent Barack Obama. Jej naruszenie miałoby zmienić zasadniczo politykę USA wobec konfliktu w Syrii.

Informacje o zastosowaniu gazu bojowego sarinu przekazały władze Francji i Wielkiej Brytanii sekretarzowi generalnemu ONZ Ban Ki Moonowi. Oba kraje były przekonane,że dysponują dowodami na wystrzeliwanie przez siły rządowe pocisków z sarinem. Zebrano także próbki ziemi oraz wywiady z naocznymi świadkami. Informacje te nie zostały potwierdzone przez źródła niezależne. Reżim w Damaszku zwrócił się do ONZ o wysłanie komisji śledczej na teren domniemanych ataków przy użyciu gazów bojowych. Mimo tego odmawia jednak zezwolenie na pobyt grupy ekspertów.