Zwycięstwo nosi święty kolor szafranu

Nie wiadomo, czy uwielbiany i nienawidzony Narendra Modi stanie się mężem opatrznościowym Indii czy sprawcą nowych konfliktów religijnych.

Publikacja: 18.05.2014 16:00

Narendra Modi w stanie Assam. Niestrudzony kandydat Janaty w ciągu 8 miesięcy odbył aż 440 spotkań z

Narendra Modi w stanie Assam. Niestrudzony kandydat Janaty w ciągu 8 miesięcy odbył aż 440 spotkań z wyborcami

Foto: AFP

Zwolennicy partii Bharatiya Janata (BJP – Partia Ludu Indii) już od początku liczenia głosów po trwających ponad miesiąc indyjskich wyborach parlamentarnych nie mieli wątpliwości: tym razem wygrywa ich blok religijno-narodowej centroprawicy.

W ostatnich dniach liczenia głosów nie zdarzył się żadem cud na który liczyli politycy rządzącej dotychczas Partii Kongresowej i rachuby BJP w pełni się potwierdziły. Niektórzy mówią wręcz o ostatecznym końcu ery klanu Nehru-Gandhi, który dominował w indyjskiej polityce przez większość z 67 lat epoki niepodległości.

Zmęczenie 60-letnimi rządami Partii Kongresowej jest od pewnego czasu powszechnie zauważalne. Ludzie mają dość nepotyzmu, niekończących się afer korupcyjnych i kłopotów po latach imponującego wzrostu gospodarczego, których zauważalnym dla przeciętnego Hindusa objawem jest dokuczliwa, oscylująca wokół 10 proc. inflacja. Opozycji brakowało tylko przywódcy, który przekuje to niezadowolenie w wyborcze zwycięstwo.

NaMo kontra Gandhi

Człowiekiem, który rzucił wyzwanie Rahulowi Gandhiemu, spadkobiercy politycznej dynastii, wnukowi wielkiej Indiry Gandhi, jest 63-letni Narendra Damodar Das Modi (uwielbiający skrótowce indyjscy dziennikarze zrobili z tego przydługiego nazwiska przydomek NaMo).

Modi okazał się idealnym kandydatem prawicy. Człowiek zasad, religijny tradycjonalista, a do tego mający pojęcie o gospodarce sprawny menedżer, który zapisał się w świadomości Hindusów jako popularny premier swojego rodzinnego stanu Gudżarat.

Właśnie te sukcesy stały się jego najważniejszą wizytówką. Z perspektywy Europy Gudżarat to tylko jeden z 28 stanów Indii, ale zarządzanie posiadającym dużą autonomię stanem o zaludnieniu równym Francji to prawie jak premierostwo europejskiego państwa. W czasie swoich 12-letnich rządów Modi doprowadził do rozkwitu miejscowego przemysłu i unowocześnienia gospodarki, a budżet stanu w tym czasie się potroił.

Kogoś takiego potrzebowała BJP. Atal Bihari Vajpayee, poprzedni premier z ramienia Janaty, gdy partia ta po raz pierwszy odebrała Gandhim władzę w latach 1996-2004, pod koniec swoich rządów nieco się pogubił. Partia Kongresowa znów powróciła do władzy, i to na trzy kadencje. Prawica szukała więc kogoś, kto jako stąpający twardo po ziemi pragmatyk odbuduje wreszcie społeczne zaufanie do BJP.

Na spotkania wyborcze Modiego (demonstrując niespożytą energię, w ciągu ośmiu miesięcy odbył ich aż 440) zjeżdżały się nieprzebrane tłumy. Każde więc było rodzajem ludowego święta. NaMo, świetny mówca, wygłaszał płomienne przemówienia, w których obiecywał budowę nowych Indii, bez korupcji, nepotyzmu i zamkniętych układów rządzących krajem zza kulis. Dodawał do tego konieczność odbudowy indyjskich wartości. Odpowiadał mu aplauz składających się głównie z mężczyzn tłumów wymachujących szafranowymi flagami i ubranych w szafranowe koszule.

Barwy wiary

Szafran to symboliczny kolor hinduizmu. Ważny co najmniej tak jak zieleń dla wyznawców Allaha. Jego obecność na politycznych wiecach nie jest oczywiście przypadkowa. Modi deklaruje się jako głęboko wierzący hinduista i zwolennik dominacji tej religii w życiu politycznym i społecznym Indii. Na zarzut, że jest religijnym nacjonalistą, odpowiedział: – Owszem jestem. I jestem z tego dumny.

Pochodzi z nazywanego miastem świątyń Vadnagar. Urodził się w niezamożnej, głęboko religijnej rodzinie należącej do ghanchi, jednej z niższych kast (to tłumaczy jego niechęć do tradycyjnego systemu nierówności społecznych). Jako 10-latek w szkole zetknął się z Rashtriya Swayamsevak Sangh (RSS – Narodowa Organizacja Ochotnicza). To istniejąca od 1925 r. religijna organizacja głosząca hasła wyższości cywilizacyjnej i moralnej hinduizmu i wspierająca indyjskie ruchy niepodległościowe, ale także oskarżana o organizowanie paramilitarnych bojówek prześladujących innowierców.

Mająca dzisiaj 40 mln członków RSS przypomina nieco bliskowschodnie Bractwa Muzułmańskie – prowadzi działalność charytatywną, organizuje szkoły i szpitale – dla wywodzących się z uboższych warstw zwolenników jest więc organizacją bardziej społeczną, choć jej przywódcy ani na chwilę nie stracili z pola widzenia celów politycznych.

Modi odebrał głęboko religijne wychowanie utrwalone dodatkowo podczas nauki podporządkowanej modłom i obrządkom. Po zakończeniu edukacji i uzyskaniu dyplomu uniwersyteckiego został etatowym aktywistą RSS i był jej wierny nawet w czasie, gdy organizacja oskarżana o wzniecanie antymuzułmańskich pogromów przez jakiś czas musiała działać w podziemiu. Został pracharakiem, czyli rodzajem świeckiego zakonnika, który zrzekł się życia rodzinnego i poświęcił religijnej działalności publicznej.

Właśnie przynależność do RSS jest nadal przyczyną oskarżeń Modiego o fundamentalizm i religijny fanatyzm. Nawet mimo że pod koniec lat 90. NaMo odszedł z RSS do bardziej umiarkowanych religijnych narodowców z Janata Bharatiya. Nie zerwał jednak kontaktów, z dawnymi towarzyszami dlatego dla przeciwników politycznych pozostał wilkiem w owczej skórze, który jedynie chciał szybciej zrobić karierę.

Menedżer z Gudżaratu

Rzeczywiście w szeregach swojej nowej partii szybko został doceniony. W 2001 r. objął funkcję stanowego premiera i stał się jednym z najbardziej aktywnych i najlepiej rozpoznawanych lokalnych polityków w Indiach.

Wizytówką jego rządów stał się liczący 5,6 mln mieszkańców Ahmadabad, największe miasto Gudżaratu, który z prowincjonalnego centrum wyrósł na prawdziwą metropolię. Inwestorzy – także zagraniczni – niemal co miesiąc otwierali tam dziesiątki nowych biur i zakładów, a miarą postępu stało się np. praktyczne wyeliminowanie dokuczliwych w Indiach przerw w dostawie prądu.

Nie wszyscy odnoszą się jednak do tych sukcesów z szacunkiem. Uwielbiany albo nienawidzony Modi głęboko dzieli mieszkańców Indii. Opowiada się za nim wielki biznes, który szczególnie docenia jego skłonność do obniżania podatków w celu pobudzenia aktywności ekonomicznej. Z kolei działacze Partii Kongresowej i konkurenci w kampanii wyborczej ostrzegali, że rządzenie – choćby bardzo udane – jednym indyjskim stanem to jednak nie to samo co kierowanie liczącym 1,2 mld obywateli rosnącym w siłę i dysponującym bronią jądrową wieloetnicznym i wieloreligijnym państwem.

Także część ekonomistów twierdzi, że sukcesy w Gudżaracie, choć autentyczne, są jednak wyolbrzymiane. To stan, gdzie już wcześniej istniała znacznie lepsza niż w centralnych i wschodnich regionach kraju infrastruktura, wyższy był też poziom edukacji, co ułatwiło osiągnięcie postępu. Modiemu wytyka się też fakt, że mimo spektakularnego rozwoju biznesu znacznie mniej uwagi poświęcił usługom społecznym, choćby służbie zdrowia. Wytyka  mu się także brak skłonności do kompromisów w polityce.

Najpoważniejsze obawy dotyczą jednak możliwości zaognienia konfliktu religijnego, zwłaszcza z liczącą 180 mln ludzi mniejszością muzułmańską w Indiach. Zwolennicy sekularyzmu i przedstawiciele mniejszości religijnych odbierają radykalne hasła powtarzane na wiecach wyborczych Janaty jako zapowiedź nietolerancji w wydaniu następnego rządu.

Modi naraził się radykałom, sugerując, że Indie nie potrzebują dziś pogłębiania konfliktu wyznaniowego i że budowa toalet publicznych jest chwilowo ważniejsza niż stawianie nowych świątyń. Jednocześnie to właśnie jemu zarzucano brak stanowczości wobec sprawców antymuzułmańskich pogromów w 1992 r. i wyrozumiałość wobec zburzenia słynnego meczetu w Ayodhyi, co stało się zarzewiem długotrwałego i krwawego konfliktu religijnego.

Modiemu nie udowodniono podburzania tłumów do zabijania muzułmanów, ale jego bliski doradca Maya Kodnani został za to skazany na długoletnie więzienie. Sam NaMo przez kilka lat uznawany był za persona non grata w Wielkiej Brytanii i USA. To jednak już przeszłość. W zeszłym roku spotkała się z nim Nancy Powell, ambasador USA w Indiach, co wyraźnie wskazuje, w kim Waszyngton upatrywał zwycięzcy wyborów już na kilka miesięcy przed ich oficjalnym rozpoczęciem.

Najbardziej dziś prawdopodobnemu kandydatowi na fotel premiera Indii jednego odmówić nie mogą nawet jego najzagorzalsi przeciwnicy: Narendra Modi to jeden z najuczciwszych polityków Indii, kraju, w którym lepkie ręce to powszechna przypadłość elit władzy (właśnie wielka afera korupcyjna związana z przyznaniem wartych wiele miliardów koncesji na eksploatację złóż węgla bardzo zaszkodziła poprzedniemu rządowi Manmohana Singha). Tymczasem majątek Modiego nigdy ani o rupię nie przekroczył jego oficjalnie deklarowanych zarobków.

Zwolennicy partii Bharatiya Janata (BJP – Partia Ludu Indii) już od początku liczenia głosów po trwających ponad miesiąc indyjskich wyborach parlamentarnych nie mieli wątpliwości: tym razem wygrywa ich blok religijno-narodowej centroprawicy.

W ostatnich dniach liczenia głosów nie zdarzył się żadem cud na który liczyli politycy rządzącej dotychczas Partii Kongresowej i rachuby BJP w pełni się potwierdziły. Niektórzy mówią wręcz o ostatecznym końcu ery klanu Nehru-Gandhi, który dominował w indyjskiej polityce przez większość z 67 lat epoki niepodległości.

Pozostało 93% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021