Na początku tygodnia Ukraińcom udało się wyzwolić Jasynuwatę, ważny węzeł kolejowy znajdujący się na granicy stolicy Donbasu. We wtorek walki trwały także w Marince, miejscowości położonej bezpośrednio na południe od Doniecka. To tędy wiedzie strategiczna droga zaopatrująca miasto. Andrij Łysenko, rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego, zapowiedział, że szturm stolicy Donbasu może się rozpocząć w każdej chwili. Zaapelował do mieszkańców milionowej metropolii o jak najszybszą ewakuację. Mają wywiesić na samochodach białe flagi i kierować się specjalnie utworzonymi korytarzami.
Walki w mieście
To jednak nie będzie łatwe, bo rebelianci nie zgadzają się na wyjazd cywilów, a wiele kluczowych mostów zostało wysadzonych w powietrze. W tej sytuacji przynajmniej jedna trzecia mieszkańców postanowiła na razie nigdzie się nie ruszać: we wtorek przed sklepami spożywczymi ustawiły się kolejki ludzi, którzy starają się zgromadzić zapasy na wypadek długiego oblężenia. Poza tym ulice milionowego miasta były jednak puste.
– Wkrótce odniesiemy pełne zwycięstwo – zapowiedział Wałerij Hełetej, minister obrony Ukrainy.
W ciągu dwóch miesięcy ukraińskiej armii rzeczywiście udało się odbić dwie trzecie terytorium opanowanego przez rebeliantów. Co ważne, w minionych kilkudziesięciu godzinach oddziały separatystów walczących w Ługańsku zostały odcięte od tych z Doniecka. Stolica Donbasu zachowuje co prawda łączność z zapleczem w Rosji, ale coraz bardziej ograniczoną.
Thomas Gomard, ekspert ds. rosyjskich we Francuskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (IFRI), ostrzega jednak: – Ukraińcom nie będzie łatwo odbić Donieck i Ługańsk, bo w walkach miejskich separatystom znacznie łatwiej jest powstrzymać natarcie armii niż na otwartym polu. Ale jeśli ukraińskie czołgi dotrą do centrum Doniecka, będzie to bardzo poważny sukces propagandowy dla Kijowa i bardzo poważna porażka dla Moskwy – przyznaje w rozmowie z „Rz".