Rz: Francja i Polska konkurują na jednolitym rynku, choć wysokością pensji minimalnej różnią się czterokrotnie. To chyba nie do utrzymania?
Francois Rebsamen: Stopniowo będziemy musieli doprowadzić do harmonizacji zarówno systemu fiskalnego, jak i zabezpieczeń socjalnych. Ale nie może to być równanie w dół, bo wtedy gospodarka Europy jeszcze bardziej się załamie. Robimy jednak postępy: już teraz w 22 na 28 krajów Unii wprowadzono pensje minimalne i będą krok po kroku renegocjowane w górę. Nie zawsze zresztą ze sobą konkurujemy, czasem się uzupełniamy. Ze względów historycznych niektóre kraje Unii mają bardziej rozwinięty tradycyjny przemysł, inne – nowe technologie. To prowadzi do synergii.
OECD twierdzi, że Francja wydaje najwięcej na świecie na zabezpieczenia socjalne: 32 proc. PKB. Trzeba to ograniczyć?
Chcemy utrzymać te środki na nominalnie niezmienionym poziomie, co realnie oznacza ich ograniczenie. Ale to dzięki nim mimo kryzysu udział bezrobotnych żyjących w biedzie (o dochodach poniżej 950 euro/miesięcznie) utrzymał się na poziomie 38 proc., podczas gdy w innych krajach Unii wzrósł dwu-, trzykrotnie. Te pieniądze trzeba oczywiście wydawać lepiej. Jednak OECD mówi też co innego: dzięki podjętym przez nas reformom w nadchodzących trzech latach wzrost gospodarki przyspieszy o 0,4 pkt proc., a przez kolejne trzy – o 0,5 pkt proc. Ale trzeba zdać sobie sprawę, że tak rozwinięte zabezpieczenia to też świadomy wybór modelu społecznego przez przedsiębiorców, którzy dla zapobieżenia strajkom podwyższali przez wiele lat pensje pracowników kosztem inwestycji. Dlatego francuska gospodarka straciła na konkurencyjności. My ograniczamy teraz obciążenia dla firm aż o 40 mld euro, ale chcemy mieć gwarancje, że to nie zostanie przejedzone.
Taki system powoduje jednak, że koszt zatrudnienia jest bardzo wysoki, przez co bezrobocie we Francji jest znacząco wyższe niż w Polsce. Nie potrzeba radykalnej reformy?