W oświadczeniu szefa tureckiego rządu jest mowa o „otomańskich Ormianach, którzy stracili życie w ostatnich latach imperium otomańskiego". Davutoglu podkreślił, że w Turcji, „tak jak na całym świecie", 24 kwietnia zostanie uczczona pamięć „otomańskich Ormian i ormiańskiego dziedzictwa kulturalnego". Dojdzie do tego podczas piątkowych uroczystości religijnych organizowanych przez Patriarchat Ormiański w Stambule.
Główne obchody setnej rocznicy rozpoczęcia mordów Ormian odbędą się w stolicy Armenii z udziałem m.in. prezydentów Francji i Rosji. Dwadzieścia kilka państw oficjalnie nazywa je ludobójstwem (także Polska), w piątek dołączą do nich Niemcy, najważniejszy partner Turcji w Europie i nowa ojczyzna kilku milionów Turków.
Jest to spora niespodzianka, bo z obawy przed pogorszeniem stosunków z Ankarą rząd w Berlinie długo bronił się przed użyciem „słowa na l". Jednak z dnia na dzień rosła liczba posłów rządzących partii – CDU/ CSU i SPD – opowiadających się za jego zastosowaniem. I w poniedziałek wieczorem rzecznik Angeli Merkel przyznał, że w rezolucji, którą przyjmie w piątek Bundestag, znajdzie się zdanie: „Los Ormian w czasie I wojny światowej jest przykładem historii masowych mordów, czystek etnicznych, wypędzeń i, tak, ludobójstwa w XX wieku".
Niemiecka rezolucja i tak uchodzi za łagodną jak na zachodnie. Ankara pewnie nie odwoła ambasadora z Berlina, tak jak odwołała ponad tydzień temu z Watykanu, gdy papież Franciszek powiedział o „pierwszym ludobójstwie XX wieku".
Słowa, na które się zdobył premier Davutoglu (wyraził szacunek dla ofiar i złożył kondolencje potomkom), i tak trzeba docenić. Na podobną wypowiedź odważył się w Turcji tylko najważniejszy polityk Recep Erdogan rok temu, gdy był jeszcze premierem. Teraz jest prezydentem, a Davutoglu przejął po nim także obowiązki szefa umiarkowanie islamistycznej partii AKP.